Kociołek aluminiowy
Dzień dobry. Posiadałem przez lata kociołek aluminiowy – tak, nieżeliwny, odlewany fabrycznie w Polsce, bardzo łatwy w utrzymaniu, lżejszy też znacznie. Teraz nigdzie nie można takiego kupić. Mam pytanie – dlaczego? Wie Pan może?
Kociołek aluminiowy był trochę niższy, mniej smukły, bardziej owalny. Nóżki nieodkręcane, odlany w całości. Po bokach miał uszy, w których mocowało się uchwyt po obu stronach. Na górze uchwytu miejsce/otwór na śrubę dociskającą pokrywę kociołka. Fizycznie kociołek, podejrzewam, nadal istnieje, ale zostawiłem go w miejscu, gdzie nie bywam, więc zdjęcia nie dam rady przesłać. Odlewany był w pewnej miejscowości na terenie Śląska (właściwie Jury). Znajomi też takie kociołki aluminiowe mieli (inni mieli żeliwne, więc toczyły się spory, które lepsze). Generalnie w aluminiowym przyrządzało się prażonki szybciej, był lżejszy, łatwiejszy do ogarnięcia w plenerze. Zastanawiam się, czy to aby nie kwestia ewentualnej szkodliwości aluminium – bo nigdzie w necie nawet używanego aluminiowego kociołka nie znalazłem.
Dlatego zaczynam teraz z żeliwnym, który kupiłem od producenta z Rybnika (czyste żeliwo, żadnej emalii, teflonu, marmurku…). Tamten był przez lata użytkowania dobrze przetestowany, no i bardziej odporny na uszkodzenia. Nie wiem, jak to jest z kociołkiem żeliwnym (pękanie), ale w aluminiowym robiłem prażonki nawet na deszczu bez obawy, że coś pęknie.
Od nieżyjącego już Dziadka kiedyś dowiedziałem się, że prekursorem kociołków były garnki gliniane. W okresie wykopków ziemniaków do takiego garnka wkładano początkowo ziemniaki, tłuszcz i cebulę (kiełbasa była z kija, ale i ją potem też wkładano do garnka). Garnek zamykano liśćmi kapusty, mocując ją z pomocą elastycznych, małych i cienkich gałązek (wierzby chyba) pozbawionych kory – to ważne było. Po wykopkach rozpalano ognisko i do niego wkładano taki garnek, ale do góry dnem. W tej pozycji kapusta była od spodu. Garnek stawiano w żarze, jaki powstał z ogniska, które rozpalano z wykorzystaniem łęcin po wykopanych ziemniakach.
Pamiętam z dzieciństwa takie sytuacje, choć smaku niestety już nie. Starsi mówili, że pycha, że jedzonko lepsze niż to z kociołków. Liczę na Pana odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof
Gary, garnki i garneczki
Panie Krzysztofie, za taki list – uśmiecham się – to ja panu bardzo serdecznie dziękuję. Zabrzmiało, prawda? 😉 Ale już bez żartobliwych podtekstów. Informacje pozostawiane w formie komentarzy oraz te bezpośrednio słane na mój e-mail zawsze mnie cieszą, choć nie zawsze znajduję czas, aby odpowiedzieć natychmiast. Co się odwlecze… to się często zapomni. 🙂 Zabieram się za Pana list z pewnym wyrzutem, bo w ostatnich dwóch miesiącach nazbierało się korespondencji, na którą nie zdołałem jeszcze odpowiedzieć, więc powinna obowiązywać kolejka. Trudno. Świetnie. Wszystko zwykle wrzucam na bloga, aby inni z informacji z korespondencji też mieli jakiś pożytek. Oczywiście anonimowo i po nieznacznym przeredagowaniu tekstu…
Wielka szkoda, że nie możemy zobrazować tego aluminiowego kociołka jakimś zdjęciem. Jakkolwiek dość dobrze go Pan opisał. Przyznaję, że z tym aluminiowym kociołkiem mnie Pan sporo zaskoczył. Ale to tylko dowód, że nie ma wszystkowiedzących. 🙂 Obiecałem odpowiedzieć, więc “podciągam majty” i “bierę się” za te gary z harcerskim zapałem. Nie obiecuję, że będzie krótko i węzłowato… Krótko mówiąc, nie chce mi się krótko pisać. 😀
Glin, czyli aluminium
Nigdy nie byłem dobry z chemii. Z czasów podstawówki pamiętam tylko… nauczycielkę. 😉 W technikum z tego przedmiotu do orłów też nie należałem, ale że technikum było mechaniczne pozwolę to sobie wybaczyć. 😉 Parę dekad minęło, ale, choć coś tam w pamięci zostało, nie będę się wymądrzał i wszystkich, którzy są zainteresowani dokładnymi informacjami na temat aluminium odsyłam do podręcznej wikipedii. Warto jednak przytoczyć kilka zawartych tam informacji. Dla nas najważniejszą informacją jest to, że aluminium to metal o bardzo dobrej kowalności i dużej plastyczności oraz że jest łatwy w odlewaniu i obróbce. Jednak w postaci czystej jego właściwości mechaniczne są słabe, więc poprawia się je poprzez niewielkie ilości dodatków stopowych. W postaci tych stopów aluminium jest wokół nas od dawna.
Większość producentów naczyń kuchennych (pospolitych garnków) nie chwali się, z czego swoje cudo wykonała, zasłaniając się tajemnicą producencką prawem chronioną. Publikują jedynie informacje o certyfikatach dopuszczających produkt do sprzedaży. W czasach mojego dzieciństwa garnki aluminiowe w kuchennym użyciu były. Po dziś dzień pamiętam, że bigos w takim garnku lubił się przypalić. Niestety, nie mam żadnej innej wiedzy na temat garnków z tamtych lat. Te nasze domowe powłok żadnych nie miały. Pamiętam, że z początkiem lat 70-tych ub. wieku zapanowała moda na plastik. Po jakimś czasie okazało się, że plastikowe maselniczki pod wpływem kwasu masłowego wydzielają jakieś toksyny…
Stopy, warstwy i powłoki
Aluminium? Aluminiowe były kubki, kanki, sztućce, talerze, bańki, czajniki… Wszystkiego teraz nie wymienię, ale tylko w kuchni było tego sporo a przecież metal ten wykorzystywano do innych celów (nadal go pełno). W kuchni wszystko (lub prawie wszystko) poznikało, więc pewnie uznano, że materiał w tamtej postaci bezpieczny dla zdrowia to nie jest. Technologia z dekady na dekadę staje się nowocześniejsza, więc współczesne naczynia aluminiowe lub aluminium zawierające na pewno są zabezpieczone powłokami z materiałów bezpiecznych (np. garnki aluminiowe są anodowane, pokrywane specjalną powłoką lub aluminium jest jedną z kilku warstw…).
Współcześnie można mieć większe zaufanie do produktów, ale, ponieważ ogrom ich pochodzi z Chin lub po prostu z Azji, trzeba być czujnym. Nie chodzi o to, że każdy produkt z Azji jest gorszy od krajowego, marnej jakości, szkodliwy, itp… Chińczycy już w czasach Marko Polo potrafili pokazać, że uczą się szybko. Chodzi o to, że każdy “przy kasie” będący może uruchomić biuro handlowe, porozumieć się z producentem w Chińskiej Republice Ludowej i stać się dystrybutorem np. serii naczyń kuchennych o ładnie brzmiącej nazwie… Własnej nazwie handlowej. Kto to wyprodukował? Z czego to? Czy to szkodzi? Czy to ktoś testował? Na kim? 🙂 Jak długo? Temat rozległy.
Aluminium a żywność
Z czego dokładnie wykonany był garnek, w którym moja Mama gotowała bigos – tego nie wiem. Był aluminiowy i pewnie to był jakiś stop aluminium z czymś. Z tym przypalaniem – uśmiecham się – to nie Jej wina. Jak sądzę, dno garnka nosiło liczne ślady użytkowania, więc każda potrawa do gorącego i podniszczonego dna szybko przywierała, co skutkowało przypaleniem. W kuchni nie ma temperatur hutniczych, więc w związku z wysoką temperaturą, której uzyskanie prawidłowe przygotowanie potrawy wymaga, nic złego (nic złego dla zdrowia) wydzielać się nie mogło. Jak już coś się przypali na fest, to raczej nikt tego nie je, prawda? Przypalony garnek szedł w odstawkę. Spaleniznę “na kamień” nadal usunąć z dna garnka ciężko.
Ale! Coś mi po głowie się krząta, że w aluminiowych garnkach już wtedy nie zalecano gotować wody. Głowy nie dam, nie chce mi się sprawdzać, ale coś takiego do dziś pamiętam. Pewnie gotowania zup też nie zalecano. Trzeba by to zweryfikować. Pamiętam tylko, że garnek był. I ten bigos pamiętam. 😉 Faktem jest, że garnki aluminiowe nie są już tak popularne i powszechne, jak kiedyś. W ogóle poznikały. Chyba dzieje się tak już od lat 80-tych ub. wieku. Glin jest pierwiastkiem toksycznym dla organizmu człowieka, więc może dlatego?
Współczesne garnki też nie są produkowane z czystego aluminium. Stosuje się odpowiednie stopy lub powłoki, dzięki czemu naczynie uzyskuje oczekiwaną odporność. Czyste aluminium wykorzystuje się np. w produkcji luster (napyla się nim szkło). Właściwości aluminium (jest odporne na korozję) wykorzystuje się w wielu produktach, dla których ta cecha ma istotne znaczenie. Każdy gdzieś kiedyś słyszał o duraluminium – to stop glinu z magnezem, ma bardzo szerokie zastosowanie. A już na pewno każdy spotkał się ze stopem aluminium z manganem i magnezem – z niego produkowane są puszki do napojów. A jeszcze warto wspomnieć o foliach aluminiowych stosowanych do pakowania (m.in. żywności). Kończąc wyliczankę warto zauważyć, że złożone mieszaniny glino-krzemianów od tysiącleci powszechnie wykorzystywane są do produkcji ceramiki. Współcześnie produkcja ceramiki sanitarnej i płytek ceramicznych na glinie właśnie się opiera.
Glin, glina i glinianki
Poruszył Pan istotny wątek dotyczący wykorzystania naczyń glinianych. Zanim wymyślono ceramiczne kafle, pierwsze piece powstawały z gliny lub/i z glinianych garnków i donic. Z glinianych pieców i tym bardziej z glinianych garnków (w ogóle naczyń glinianych) korzystano najpierw, czyli zanim ktoś odlał pierwszy garnek z miedzi, brązu czy żelaza. Żeliwo w tym towarzystwie jest bardzo młode. W wielu kulturach świata gliniane naczynia wykorzystywane są nadal. U nas jakoś o tym zapomniano, a przecież nie tak dawno kaczkę pieczono w garnku glinianym. Dzisiaj nazwałbym go garnkiem kujawskim lub kociewskim. Czy taki był? Nie wiem. Ale skoro znamy garnek rzymski, bułgarski, węgierski, cygański, rumuński czy albański… Jakie to ma znacznie? Cennej gliny w pobliżu dostatek. Dlaczego nie można takiego garnka nazwać po swojemu? Można. Ja nazwałem.
Sposobów przygotowywania potraw w tzw. plenerze jest dużo. Ja te sposoby nazywam biwakowymi. Bez znaczenia dla mnie jest fakt, czy robimy to w ogrodzie, na polu namiotowym, kempingu, za domem, na łące, w szczerym polu, w górach, w lesie, nad wodą… Bez znaczenia. Wszystko to kuchnia polowa, biwakowa, turystyczna, rekreacyjna… Wszystko to dla zabawy. Nawet jeśli jesteśmy zagorzałymi survivalowcami, to też to niczego nie zmienia, bo cały czas robimy to w ramach rekreacji, która w istocie jest zabawą. I cieszmy się, że nie musimy rozpalać ogniska w warunkach zagrożenia życia z powodu wojny czy kataklizmu… Teraz popłynąłem… Trudno. Świetnie. 🙂
Biwak nie pierzyna, ziemniak nie łęcina
Przysłowia też wymyślam. 😀 Większość wie, co to frytki belgijskie, zaś niewielu wie, dlaczego na wsi po wykopkach łęciny ziemniaków po prostu palono. Nasi dziadkowie grabili łęty i palili je, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się chorób ziemniaków w następnym roku. A skoro już pod ręką był opał, można było go wykorzystać także do gotowania potraw. Łęty oczywiście mają w sobie cenne składniki pokarmowe (azot, fosfor, potas), więc co roztropniejsi i zamożniejsi je po prostu przyorywali. Zamożny miał dużą uprawę, więc spalenie takiej ilości łęcin nie wchodziło w grę. Poza tym po co marnować nawóz… Z mniejszych, prawdopodobnie nieopryskiwanych poletek łętów do spalenia wiele nie było. Ogień dawał pewność, że zarazy nie będzie.
Garnek gliniany nad ogniskiem pewnie by się nie sprawdził, ale do uprażenia ziemniaków w żarze wykorzystywany mógł być z powodzeniem. Domyślam się, że odwracano garnek do góry dnem po rozgarnięciu żaru, aby ów liść tylko separował potrawę od brudnego gruntu i popiołu. Te patyczki to taki właśnie biwakowy sposób, aby otwór garnka skutecznie zakryć liściem. Żar dostarcza odpowiednio wysokiej i stabilnej temperatury, więc takie gotowanie ma sens. Ziemniaki zawierają sporo wody, więc podczas prażenia z odwróconego garnka para nie mogła się wydostać. Obieg nieco zamknięty.
Pana Dziadek opisał, jak sobie radzono w polu, gdy trzeba było szybko ugotować ziemniaki bez wody (gotowanie na parze). Zupy ani gulaszu tak by nie ugotowano, ale dla ziemniaków czy warzyw taki sposób był doskonały. Do tego kawał mięcha, kubek maślanki… 😉 Trzeba sobie umieć radzić. Głód jest najlepszym kucharzem. A taki gliniany szybkowar to dość sprytny pomysł. I znów się rozpisałem. 🙂
Kociołek aluminiowy
Właśnie, właśnie… Szybkowary. W czasach mojej młodości na biwak zabierało się aluminiowy zestaw turystyczny zwany potocznie kocherem. Chyba mam takiego staruszka gdzieś w piwnicy. Nie zwykłem wyrzucać przedmiotów, które są sprawne. Taki zestaw biwakowy zwierał wszystko, co niezbędne do usmażenia jajecznicy, ugotowania zupy lub herbaty. Jeden element wkładany był w drugi, więc całość nie zajmowała wiele miejsce. No i było to lekkie, bo z lekkiego stopu aluminium z… nie wiem z czym, ale z czymś jeszcze na pewno. 🙂
Kociołek aluminiowy to dla mnie spora nowość. Tym mnie Pan zaskoczył. Oczywiście głowy nie dam, ale ponieważ nie był to jedyny kociołek aluminiowy w okolicy i ponieważ w okolicy były odlewnie, huty i inne zakłady metalurgiczne, skłonny jestem sądzić, że ktoś wykonał krótką serię odlewów dla własnych potrzeb. Podkreślam, że nie upieram się przy tej wersji. Gdybym mógł ten konkretny kociołek zobaczyć… Hm. W niektórych kulturach czy grupach etnicznych pewne materiały mają szerokie zastosowanie. Pewnie wynika to z dostępnością surowców oraz z wypracowania technik obróbki. Im bardziej na południe, tym w codziennym użytku więcej miedzi, mosiądzu, brązu, cyny i… aluminium. O zamiłowaniu do złota i srebra nie wspomnę…
Kociołek aluminiowy nie pasuje mi ani do Europy, ani do Afryki… Ceramiczne garnki do pieczenia tradycyjnych potraw mają swoje nazwy – np. tagine (tadżin) to tradycyjne marokańskie naczynie do zapiekania potraw o tej samej nazwie. Jest tego sporo – np. wywodzące się z Gruzji danie jednogarnkowe o nazwie czenaki (lub czanachy). Potrawa ta składa się zawsze z warzyw, a często także z mięsa wołowego lub baraniny. Przyrządza się ją w ceramicznym garnku o tej samej nazwie. Musiałbym poszperać, ale na pewno takich przykładów jest sporo. Być może tadżin sobie kupię. Lubie taką zabawę. 🙂
Kociołek afgański
Być może ktoś coś skądś przywiózł i postanowił odtworzyć, aby upowszechnić wśród znajomych, rodziny… Zgaduję. Wspomniany kociołek aluminiowy mógł być tzw. afganem. Oryginalny kociołek afgański pewnie byłby zdobiony, bo tam jeszcze zdobnictwo ma znaczenie. Nie wiem, nie widziałem. W każdej kulturze znajdziemy jakiś model szybkowaru. Przecież żeliwny kociołek myśliwski nie jest oryginalnym pomysłem rodem znad Wisły. Podkreślam, że żadne z opublikowanych tu zdjęć nie przedstawia kociołka aluminiowego afgańskiego.
Naczynia do gotowania potraw nad ogniskiem znajdziemy na każdym kontynencie. Już Rzymianie mieli swoje kociołki z brązu. W końcu to po prostu garnek na nóżkach. Nóżki – aby było jak ogień podłożyć. Pokrywka mocowana na śrubę – aby się nie wylało oraz aby zwierz się nie dobrał i robactwo także. Wariantów jest wiele: na śrubę, bez śruby, nóżki dokręcane, oddzielna podstawa z nóżkami, nóżki odlane wraz z garnkiem… Oczywiście pod przykryciem potrawa szybciej się gotowała, nie wymagała podlewania… Wystarczyła zwykła pokrywa lub odpowiednio duży liść. Bez naczyń też sobie radzono. Po prostu jadło owinięte np. liśćmi palm zasypywano popiołem i gorącymi kamieniami. Potrawa była gotowa następnego dnia, może szybciej…
Wracając do kociołka z aluminium typu afgan – jak sama nazwa wskazuje to kociołek myśliwsko-pasterski rodem z górzystego Afganistanu. Pewnie w krajach ościennych też jest znany. Do użytku prawdopodobnie przygotować trzeba go inaczej niż kociołek z żeliwa, ale w istocie można go używać do tych samych celów. Nie mam wiedzy na ten temat, więc decyzje są indywidualne i z wyboru. Mając do wyboru żeliwny kociołek produkcji chińskiej i kociołek aluminiowy rodem z Afganistanu z ciekawości być może wybrałbym ten drugi, ale tylko, gdy miałbym informacje, że produkt ma odpowiedni atest UE.
Jeśli się Pan dobrze rozejrzy to na pewno coś takiego tu i ówdzie znajdzie… Ja przed chwilą taki kociołek aluminiowy znalazłem, ale nie ma tam zbyt wielu informacji… Myślę jednak, że, jeśli ktoś lubi przyrządzać potrawy nad ogniskiem, warto poprzestać na krajowych kociołkach żeliwnych lub tych ze stali nierdzewnej. Do tematu chętnie wrócę, bo mnie zaciekawił.
Pozdrawiam serdecznie, Piotr