Kociołkowanie, kociołkowanie… Na obiad? Na kolację? Czy na śniadanie?
Kociołkowanie będzie wątkiem głównym, ale o nim później (krótki film na końcu). Na początek rozwiązanie zagadki. Tak. Trudno dostępne w przeciętnym sklepie wiejskim jest… ciemne piwo. Przed laty w jednym z okolicznych sklepików, gdy zapytałem o mój ulubiony napój, sprzedawczyni zmierzyła mnie srogim a podejrzliwym wzrokiem, jakby zobaczyła przybysza z innej planety. Najpewniej uznała, że sobie z niej dworuję. Słucham? Okej. Słowa mogła nie znać. Na pewno jednak pomyślała, że ja, że sobie i że z niej… wiadomo co. Do dzisiaj pamiętam jej pełne oburzenia słowa:
– Paaanie! Daj pan spokój! A kto tu to będzie pił? No, ja na pewno nie. Pan chce butelkę a ja skrzynkę całą muszę kupić. Zakisi się to na półce albo na zapleczu. W chłodziarce latem miejsca nie ma – odfuknęła.
Z tym kiszeniem to akurat miała nieco racji, bo piwo jest m.in. produktem kiszenia (fermentacji) zbóż. 🙂 W sekundę pożałowałem i wizyty w sklepie, i pytania. Widniejący na ścianie napis “latem napoje z chłodziarki” sprawił jednak, że drugą sekundę wykorzystałem na szybką ripostę:
– Założę się, że w chłodziarce miejsce raczej jest, za to na pewno prądu nie ma. – dałem popis swojej spostrzegawczości.
Przez moment zwątpiłem we własne słowa. Pomyślałem, że za chwilę wyjdę na idiotę, który nie wie, że w lodówce światło zapala się dopiero po jej otwarciu. Szybka analiza sytuacji. Hmmm. Oszklona chłodziarka Coca-Coli… Że też się nie przyglądałem w innych sklepach.. Hm… Nie, no weź – pomyślałem.
– Jak to nie ma prądu? Jest. O! Ale odłączony. – wyjaśniła sprzedawczyni. W tym momencie wnętrze chłodziarki rozbłysło jasnym światłem, ukazując starannie upchaną zawartość. Uf! 😀
– Panie! – ciągnęła wypowiedź marszcząc brwi (lub miejsce, w którym wspomniane być powinny). – Tu się i tak nic nie schłodzi, bo w takim upale to te tutaj wszystko zaraz wypiją – wykonała ruch głową w kierunku klientów, którzy ustawili się w kolejce za mną. “Te tutaj” zaraz mnie wyniosą – pomyślałem. Sprzedawczyni, najwyraźniej ośmielona moim milczeniem, zakończyła prezentację oświetlenia chłodziarki pytaniem:
– A kto będzie za prąd płacił? No, kto? – przybiła mnie wzrokiem do podłogi. Pytanie było trudne i wcale nie retoryczne. Zaskoczony nie wiedziałem czy i co odpowiedzieć. To znaczy odpowiedzieć chęć miałem nieodpartą, ale z powodów po latach trudnych do przypomnienia, pytanie jednak pozostawiłem bez odpowiedzi. Pomyślałem pewnie, że adresat rachunku za prąd, jaki naprędce wpadł mi do głowy, na pewno nie spotka się z jej aprobatą. Uniosłem tylko brwi i pokiwałem głową na znak głębokiej zadumy i pełnego zrozumienia jej stanowiska. 🙂
Czując na sobie kilka par mętnych oczu “tych tutaj”, wróciłem do kwestii napoju, którego chęć zakupu mnie tu przywiodła. Nic nie pomogły moje wyjaśnienia: że to doskonały napój na te upały, że ja chętnie będę kupował, że dodaje mi energii, gdy pół dnia biegam za kosiarką… Zachwalałem: że smaczne, że takie lekko schłodzone jest super, że bardzo lubię... Że “jasne” to już nie tak chętnie, a już na pewno nie podczas jakiejkolwiek pracy. Ta ostatnia informacja najwyraźniej poruszyła kolejkowiczów. No, ale trudno… Szum w sklepie… Brak zrozumienia w oczach… Nie ma to nie ma. Pić się jednak chce.
Letni kocioł w wiejskim sklepie
Lato było upalne. Facet za mną dmuchał mi w kark gorącym powietrzem. Dotarło do mnie, że ja tu pogaduchy a w nim się już gotuje… Inni też chcą robić zakupy. Uuu! Robi się mały kociołek – pomyślałem. Kociołek w sklepie wiejskim? No, może być kiepsko. Klienci za mną wyglądali na takich, których od razu okleiłbym banderolą z akcyzą. 🙂 Rozsądek podpowiadał, że najwyższy czas udać się w z góry upatrzonym kierunku.
– Zimnej coli też nie ma… – rzuciłem zrezygnowany.
– Zimnej nie ma, ale w ogóle jest i może nawet chłodna. – dopowiedziała zadowolona. Sprzedawczyni zniknęła na chwilkę w drugim pomieszczeniu. – Colę trzymam na zapleczu, bo latem jest tam chłodniej – mówiąc to postawiła butelkę na ladzie. Widząc, że nadal przyglądam się chłodziarce, dorzuciła: – Fajna, nie? Pojemna. Dużo piwa się mieści. Ciemno to tak nie widać.
Kupiłem napój, który przyniosła z zaplecza, choć… w paskudnym odruchu konsumenckiej zemsty, miałem ochotę powiedzieć, że… chodziło mi raczej o pepsi… 😀
Sklepowa – ginący zawód
Opisana sytuacja miała miejsce kilkanaście lat temu. Wiekowa Pani sprzedawczyni była jakby jeszcze sprzed przemian ustrojowych, mimo że wiek był już dwudziesty pierwszy. Sprzedawczyni? Co ja piszę? Raczej sklepowa. Kiedyś sklepowa to nie był tylko zawód. To była rola społeczna! 🙂
Z czasem sklep przeszedł w inne ręce. Chłodziarka do piwa. Chłodziarka do napojów. Zamrażarka do lodów. Piwa ciemnego na ogół nie ma. Pojawia się dopiero w lipcu. Słucham? Tak. Można ten fakt kojarzyć z moim urlopem. 🙂 Pozytywnie zaskakujące było to, że nic nie zamawiałem. Ot, raz zapytałem. Nie ma. Drugi raz zapytałem. Nie ma. Po tygodniu znów pytam i… Pani z uśmiechem odpowiada: – A ile pan butelek życzy?
Można? Można. Wyczuła mnie? Nie. Wyczuła rynek. Może znała tę dość prostą definicję, która mówi, że rynek to miejsce, w którym sprzedawca spotyka nabywcę. A może po prostu jest miłą młodą osobą o podobnym poczuciu humoru? 🙂 Na pewno bardzo sympatyczną!
Trochę się rozpisałem w związku z ulubionym piwem ciemnym. Sklepowa… Coś mi się przypomniało, ale o ginących zawodach innym razem napiszę. 🙂 Zasiadłem do pisania w związku obietnicą dokończenia poradnika dla kociołkowych debiutantów. Kociołkowanie. Obiecuje, że teraz już tylko o tym.
Kociołkowanie w ogrodzie? Kociołek w ogrodzie robi się pomału
Kociołek myśliwski – jak wiemy – jest naczyniem wykonanym z żeliwa. Co prawda zabezpieczamy potrawę przed przypaleniem, ale nie mamy żadnej kontroli temperatury. Żeliwo dość szybko się nagrzewa i utrzymuje stabilną temperaturę. Nie musimy rozniecać wielkiego ogniska pod kociołkiem. Wskazane jest utrzymywanie małego płomienia z dużą ilością żaru lub dużą ilość żaru z małą ilością płomieni. 🙂 A poważnie. Kociołkowanie nie musi wiązać się z kłębami dymu. Stosik żaru pod kociołkiem uzyskamy dosypując węgla drzewnego w miarę wypalania kolejnych porcji. Natomiast nieco płomieni zapewni nam suche drewno. I nie mówię tu o szczapach, które ładujemy do kominka. Potrzebne są małe suche patyczki. Tak! Kociołkowanie wymaga przygotowania drobnych kawałków suchego opału. Może być suchy chrust. Mały stabilny ogień. Bez pośpiechu. Nic nigdy nie przypalisz.
Nie w każdym miejscu możemy rozpalić otwarte ognisko. Na dużym bezpiecznym własnym terenie można przygotować sobie stałe miejsce na kociołkowanie. Może nim być zagłębienie w ziemi, wyłożone płaskimi kamieniami lub kostką brukową, osłonięte kamieniami polnymi lub zwykłą cegłą. Cokolwiek uznamy za estetyczne a jest ogniotrwałe. Utwardzenie podłoża jest wskazane, albowiem kociołek żeliwny wraz z potrawą jest dość ciężki. Pusty sporo waży. Duży kociołek, wypełniony mięsiwem po brzegi, może ważyć nawet 20kg. Trzy nóżki są solidne, ale gwarantują stabilność tylko na twardym gruncie lub na przenośnym palenisku ogrodowym.
Ogień pali się szybko
Z ogniem nie ma żartów. Jeśli chcemy kociołkować blisko domu, nie chcemy wypalić trawnika ani zabrudzić kostki tarasowej, powinniśmy wraz z zakupem kociołka żeliwnego zaopatrzyć się w stalowe palenisko ogrodowe. Ognisko biwakowe rozpalone w dozwolonym miejscu z zachowaniem przepisów przeciwpożarowych to inna sprawa. Przygotować danie w kociołku żeliwnym można bez konieczności rozpalania wielkiego ognia. Mając stalowe palenisko ogrodowe nie spalimy podłoża ani nie zabrudzimy kostki brukowej. Palenisko posiada obrzeże, stabilne nóżki separujące je od podłoża i pokrywę. Kończysz kociołkowanie, odstawiasz garnek, przykrywasz palenisko. Sprzątasz później.
Jeśli rozumiemy, że odpowiednią temperaturę w kociołku uzyskamy, rozpalając pod kociołkiem sam węgiel drzewny, zupełnie tak samo, jak to robimy podczas grillowania, to bez wysiłku i stresu możemy kociołkować na tarasie wyłożonym piękna kostką. Będzie trochę dymu w pierwszej fazie rozpalania węgla, ale tę czynność możemy przeprowadzić nieco dalej od domu. Palenisko ogrodowe wyposażone jest w dwa uchwyty, można zatem je przenieść w dowolne miejsce już z rozżarzonymi węglami. Dopiero wtedy ustawiamy na nim załadowany (skręcony lub nie) kociołek żeliwny. Po kilkunastu minutach żeliwny kociołek zacznie przejmować temperaturę żaru. Ważne jest, aby kopczyk żaru był jak najbliżej dna kociołka.
Przygotowane wcześniej suche patyczki pozwolą co jakiś czas podsycać niewielki ogień. Worek węgla drzewnego o wadze 8 kg powinien wystarczyć w zupełności. Drewniane patyczki można sobie przygotowywać na bieżąco. Ja przygotowałem sobie wcześniej. Miałem trochę rozpałkowej topoli i brzozy. Żar i suche patyczki nie powinny wzniecać dymu. Nie ma kontaktu wytapianego tłuszczu z ogniem, więc nie ma typowego zapachu grillowania. Delikatna woń przygotowywanej potrawy oczywiście będzie się roznosić na tyle, że okoliczne psy i koty dowiedzą się o tym na pewno, ale sąsiad… hm… niekoniecznie. 🙂
Trochę nieuwagi i… sukces?
Kociołek załadować. Skręcić. Wstawić do ogniska. Zapomnieć. Wrócić za godzinę lub dwie. Wyjąć. Rozkręcić. Podać potrawę. Zjeść. Można tak? Hm. Można. Entuzjastą takiego podejścia ja jednak nie jestem. Fotel, krzesło albo pieniek, siadasz i… Tak trochę jakbyś był na rybach. Nie da się zarzucić haczyka z przynętą, odłożyć wędkę, pojechać na spotkanie, wrócić, sprawdzić czy ryba wzięła i potem opowiadać wszystkim, że się jest wędkarzem i że się było na rybach. To nie ma sensu. To nie jest relaks. Z kociołkowaniem jest trochę jak z wędkowaniem: trzeba ten rytuał odbyć od początku do końca.
Nie musisz złowić ryby. Ważne, że przez pół dnia Twoje myśli były skupione na tym, czy spławik drgnie, drgnął, fala to czy ryba bierze? Odstresowujące bardzo. Upraszczam, ale o to głównie chodzi. Masz poczuć, że wędkujesz. Skupić się tylko na tym. Wędkarz nic nie złowił, ale wraca zadowolony i zrelaksowany. Przecież nie poszedł na ryby, bo w domu nie ma co jeść. No, chyba, że poszedł. 🙁 To już nie to samo.
Kociołkowanie, kociołkowanie…
Wypalanie nowego kociołka żeliwnego masz już za sobą? Przygotowałeś kociołek do gotowania? Wiesz jak umyć kociołek żeliwny? Wyszorowałeś piaskiem po ostatniej konserwacji olejem? Wypłukałeś czystą wodą? Masz jakąś koncepcję kociołkowej potrawy? Kupiłeś składniki, z których to pyszne danie przygotujesz? Pogoda dopisuje? Nastrój też? Masz czas? Zaprosiłeś gości? Palenisko przygotowane? Zjadłeś coś? 🙂 Czas zacząć kociołkowanie!
I co dalej? Jasne… Droga na Ostrołękę… No weź… 🙂 Wszyscy czekają na Twoje pierwsze danie z kociołka żeliwnego. Masz dwie godziny na kociołkowanie. To może opowiesz im coś zabawnego? Nie? Coś o sklepowej… Hm. A mówiłeś, że jesteś przygotowany. To niby jak chcesz kociołkować? 😀 Toż nie tak dosłownie, że jak na rybach… Nad jeziorem trzeba być cicho, bo ryby się płoszą. Wędkować można w samotności. Kociołkownie? Kociołkowanie ma być relaksem w miłym gronie rodziny, przyjaciół lub znajomych. Można rozmawiać. Trzeba rozmawiać! W ciszy i samotności to wyszorujesz i zakonserwujesz garnek. Znajdź w tej czynności przyjemność dziką. 😀
I nie zapomnij o palenisku… Słucham? Toż mówiłem, żebyś wcześniej coś zjadł.
Profil na fejsie!
Polub mój profil na Fejsie! Dołącz do nas. Będziesz na bieżąco z nowymi treściami na blogu wiejskomiejski.pl DZIĘKUJĘ!
Witam,
mam takie pytanie, otóż wyczytałam, że żeliwne naczynia można myć za pomocą soli kuchennej, czy to prawda? Czy lepiej tego nie robić? Z góry dziękuję za odpowiedź 🙂
Oj, dociekliwa, dociekliwa… 😀 Szanowna Pani Katarzyno! Kasiu! Kasieńko! Jak się udały tegoroczne wakacje? Na Pani pytanie postanowiłem odpowiedzieć nieco szerzej, dlatego tu teraz nie odpowiem nic. 🙂 Odpowiedź pojawi się być może jeszcze dzisiaj, ale w formie odrębnego artykuły, o którym tu Panią poinformuję (tu, czyli dopiszę link w tym komentarzu). Tymczasem proszę się pochwalić, gdzież to Pani bywała tego lata? 🙂 Pozdrawiam serdecznie. Piotr
Tak się rozpędziłem, że artykuł musiałem podzielić na dwie odrębne części. 😀 W tej drugiej będzie odpowiedź na Pani pytanie (mam nadzieję, że zadowalająca), zaś tymczasem część pierwsza być może też wyjaśni sporo. Zapraszam do lektury: Naczynia z żeliwa w kuchni. Jak konserwować naczynia żeliwne w warunkach domowych?. Wspomniana część druga niebawem. 🙂