Czajniczek żeliwny do parzenia herbaty
Po dłuższej przerwie w pisaniu bloga, wynikającej z kilku ważnych powodów, na temat których nie będę się rozpisywał, zrobiłem przegląd niedokończonych tematów. Trochę się tego uzbierało. Postanowiłem jednak rozpocząć od tematów z Waszych listów. Na początek tematyka żeliwna. O garnkach żeliwnych i łuszczących się powłok napisałem w artykule “Dziwna powłoka w naczyniu z żeliwa“. Kilka listów dotyczyło żeliwnych czajniczków do parzenia herbaty. Czajników i czajniczków mam kilka, ale żaden nie jest żeliwny. Większość posiadanych czajników i czajniczków kupiłem na starociach dla ozdoby. W domu herbatę parzę w zwykłym czajniku ceramicznym. Czajnik żeliwny do parzenia herbaty być może zyska moje zaciekawienie, ale na pewno jeszcze nie teraz. Musiałbym się zdecydować na jeden konkretny gatunek lub kupić kilka czajniczków. Nie lubię się ograniczać.
Widziały gały, co brały
Może nie aż tak brutalnie… Okazuje się, że kupujecie naczynia żeliwne u sprzedawców, którzy nie mają żadnych wiarygodnych informacji na temat kraju pochodzenia produktu, nie ma również żadnych informacji dotyczących materiałów, z których produkt wykonano…. Nikt wówczas nie wie, co tak naprawdę kupił, z czego to jest zrobione (z czego jest zrobione wszystko to z czego to jest zrobione! 😀 ), ani jak się z tym obchodzić. A produkt np. powinien mieć certyfikat dopuszczający go do sprzedaży na rynku UE. Nic nie wiemy. Yhm… Z polskiej odlewni…
Nie wiemy, czy to może nam zaszkodzić… Wiemy tylko, że zakupiony przedmiot przypomina przedmiot, o który nam chodziło (do złudzenia) oraz wiemy, że np. kupiliśmy go w korzystnej – naszym zdaniem – cenie. Potem to coś oczywiście używamy, bo po to przecież kupiliśmy. Używamy często niekoniecznie tak, jak używać powinniśmy – bo przecież nie wiemy, jak używać powinniśmy. Potem coś się przypali, coś się psuje, coś się – w przypadku naczyń – łuszczy, pęka, pojawiają się odpryski, ubytki… Myjemy, szorujemy, znów myjemy… Pojęcia nie mamy, czy robimy to dobrze… Naczynie niby czyste i tak źle pachnie… I mamy klops.
Herbaciane pola
Miłośnikiem herbaty wielkim nie jestem, jakkolwiek oczywiście herbatki rozmaite pijam. Czy codziennie? Raczej. Najczęściej (w domyśle: 99 na 100) jest to herbata parzona w saszetce. W torebce? Może być i w torebce. Nie przywiązuję wagi ani do gatunku herbaty, ani do jakiegoś ceremoniału parzenia ani – tym bardziej – jej picia. Nie mam ulubionego gatunku herbaty, ani kraju jej pochodzenia. Dla mnie to po prostu napój roślinny do picia na ciepło. W chorobie (a ostatnio dopadło mnie ostre przeziębienie) herbatę pijam namiętnie i najczęściej z cytryną. Koniecznie słodka.
Jako nastolatek miałem fioła na punkcie herbaty miętowej z mlekiem. Hm. Głównie dlatego, że w okresie stanu wojennego na tzw. warsztatach szkolnych do wyboru była kawa zbożowa, herbata miętowa oraz mleko. Przez 3 lata, 3 dni w tygodniu, 3 termosy. Nie wiem. Być może miętowa z mlekiem dla smarkacza była… mega? A może nie było żadnej podbudowy filozoficznej? Nie pamiętam. Aktualnie bez znaczenia. Miętę lubię nadal i mleko nadal pijam. Łącznie niekoniecznie. 😀
Bywa jednak, że skłonny jestem wypić dobrą herbatę bez cukru. Dobrą, czyli taką zaproponowaną przez kogoś, na zasadzie: – Sparzę ci dobrą herbatkę. Chcesz? Zawsze odpowiadam, że to cudownie i że chcę. A że przez lata nauczyłem się nie robić nikomu przykrości (w domyśle: nie lubię tego zdziwienia „to ty słodzisz?”), więc w takich razach na temat cukru i słodzenia słowem nie pisknę. – Gorzka? – Jasne, że gorzka. A co? Słodzą? – się dziwię. Przez te same lata nauczyłem się, że gorzką też pić da się i że ona wcale nie truje. 😀
Herbatka dla jednego
Herbatka dla jednego to taki tytuł utworu Led Zeppelin, w którym byłem za młodu rozkochany. Przypomniało mi się właśnie. Ale nie o tym ja tu. Ten napój najlepiej smakuje w towarzystwie. Herbatka dla jednego to zwykły napój pity do śniadania lub do posiłku, lub… do smaku i bez powodu. Dla drugiego zaś picie herbaty ma wymiar głębszy… Dla nich (tych innych, w tym i dla tego drugiego 🙂 też) herbata jest napojem bogów a jej picie to święto, które ma swój określony ceremoniał. Tu właśnie naczynie do parzenia herbaty ma ponoć znaczenie niebagatelne. W kilku listach pojawiły się pytania odnośnie żeliwnych czajniczków do parzenia herbaty właśnie. Postaram się nieco temat “roztentegować”. Zmierzam do sedna, zmierzam… 🙂
Żeliwny czajnik do parzenia herbaty
Żeliwo szare – parokrotnie już o tym wspominałem – od setek lat doskonale sprawdza się jako materiał do produkcji przeróżnych w kształcie i zastosowaniu naczyń kuchennych. Wszystkie te naczynia to żeliwne odlewy. Zmyślny kształt oraz zewnętrzne zdobienia uzyskuje się dzięki formom odlewniczym. Naczynie żeliwne potem poddaje się obróbce mechanicznej, aby powierzchnia wewnętrzna uzyskała stosowne cechy użytkowe (odpowiedni kształt, gładkość, itp.) oraz termicznej (zabezpieczenie przed korozją, impregnacja zgodnie z przeznaczeniem naczynia). Grupa naczyń żeliwnych powlekana jest powłoką użytkową z materiałów innych niż żeliwo i nie koniecznie będących metalami. Dla każdego coś… Kupując naczynie trzeba się dowiedzieć jak z nim postępować.
Żeliwo w kuchni
Żeliwo w kuchni to np. – ostatnio bardzo modne – gliniane piece kaflowe z płytą żeliwną z tzw. fajerkami albo choćby stare westfalki. Można w nich palić drewnem i też będą spełniały swoje zadanie. Wariant kuchni polowej w postaci żeliwnej płyty ustawionej na cegłach lub kamieniach nad ogniskiem znają wszyscy. Można wykorzystać trójnóg stalowy i taką płytę żeliwną zawiesić nad małym ogniskiem. Znakomity sposób na grillowanie lub pichcenie na wolnym powietrzu. Napiszę o tym przy innej okazji.
Spotykamy naczynia żeliwne pokryte warstwą teflonu, emaliowane, oksydowane… Wszelkiej maści patelnie, woki, brytfanny, garnki, kociołki występują na rynku w postaci naczyń, w których powierzchnia użytkowa (ta, która styka się z potrawą) powleczona jest innym niż żeliwo materiałem. Dotyczy to także naczyń innych niż żeliwne. Ta powłoka ma ułatwić nam życie w kuchni lub – może bardziej – przedłużyć żywot naczynia żeliwnego. Ułatwić nam – bo mamy wówczas naczynie z żeliwa, ale nie musimy go konserwować, potrawy nie przywierają, mamy poczucie, że naczynie jest czyste… Utrudnić – bo każde mocne przypalenie, każde zarysowanie, każde użycie niewłaściwych przyborów i środków czyszczących skraca jego żywot.
Teflon nie jest powłoką trwałą. To bardzo cienka warstwa, która podatna jest na uszkodzenia mechaniczne bardzo. Teflon przedłuża żywot naczynia, bo – póki pokrywa powierzchnię i nie ma na niej ubytków – zabezpiecza naczynie żeliwne przed korozją. Naczynie żeliwne pokryte teflonem możemy myć w ciepłej wodzie, możemy stosować płyn do naczyń i – o ile nie będziemy używać innych przyborów poza miękką gąbką do mycia naczyń – nasze działania mu nie zaszkodzą. Uszkodzenie tej powłoki – a zwłaszcza dostrzeżenie, że zaczyna się łuszczyć – eliminuje naczynie żeliwne z użycia. Nie znam żadnej opinii zachwalającej teflon jako znakomity i przydatny organizmowi suplement diety. 😀 Wszystkie naczynia czymś powleczone powinno się użytkować ściśle według określonych zasad. O nich w oddzielnym artykule.
Ryzyk chemik
Jeśli masz jakiekolwiek naczynie pokryte teflonem (lub czymkolwiek innym) to – nawet, jeśli jest to naczynie żeliwne – traktuj je jak naczynie wykonane TYLKO z tej powłoki. A jeśli widzisz, że powłoka jest uszkodzona i z każdym użyciem (i myciem) gdzieś znika – przestań je używać do celów kulinarnych. Jeśli nadaje się do celów ozdobnych w kuchni – przywieś w honorowym miejscu, żeby wszyscy widzieli, że to masz. Ale jeśli nic już Tobie po nim, to poszukaj najbliższego pojemnika na odpady metalowe i… To wszystko. Nie kombinuj. Prawdopodobnie nie masz ani umiejętności, ani możliwości technicznych, aby naczynie przywrócić do pierwotnego stanu.
Żeliwny czajnik do parzenia herbaty (nowy). Fotografia nadesłana przez Pana Kamila (marzec 2018).
Rdza to zgnilizna metalu
Żelazo i jego stopy (w tym żeliwo) ulegają korozji. Niektóre metale kolorowe też korodują. Ta korozja to – upraszczając i nie bawiąc się w skrupulatne definicje – utlenianie się żelaza pod wpływem tlenu i wilgoci. Można ten proces porównać do obumierania materii organicznej np. do procesów gnilnych roślin. Rdza to niejednorodna i bez stałego składu chemicznego warstwa koloru rudawego składająca się m.in. z tlenków, wodorotlenków, soli żelaza… Żeliwo jest wysokowęglowym stopem żelaza z węglem (nie tylko z węglem). Jego wysokowęglowość sprawia, że koroduje tylko powierzchniowo.
Żeliwo jest trwałe, twarde, ale kruche. Ma zalety i wady. Z powodu dużej ilości węgla szybko się nagrzewa i bardzo wolno wytraca ciepło. Ale z tego samego powodu jest wrażliwe na nagłe zmiany temperatury i łatwo je zniszczyć uderzeniowo… Chcąc poprawić jego walory użytkowe (głównie zabezpieczyć przed korozją) kuchenne naczynia żeliwne poddaje się tzw. oksydacji. Oksydacja to kąpiel w oleju, osuszenie i wypalenie naczynia w temperaturze ok. 300 st. C. Tak to jest robione na skalę przemysłową. W tej kolejności.
Żeliwny czajnik do parzenia herbaty. Do parzenia, ale nie do gotowania. Stawiając na ogniu zniszczysz powłokę zewnętrzną. Czajniczek straci na urodzie i być może na funkcjonalności. Fotografia nadesłana przez Pana Kamila (marzec 2018).
Żeby się nie sparzyć
Na ile zabieg przeprowadzony w warunkach fabrycznych jest trwały? Nie wiem. Podejrzewam jednak, że czajnik żeliwny do parzenia herbaty zaimpregnowany fabrycznie wytrzyma znacznie dłużej niż zaimpregnowany w takim samym procesie żeliwny garnek myśliwski. To dwa różne naczynia do różnych zastosowań. Żeliwny czajniczek do parzenia herbaty będziemy myć czystą wodą. Po co myć? Wystarczy przepłukać i osuszyć. Szorowanie i chemia odpada. Nie wolno! Nie stawiamy go na ogniu. Kolejne parzone herbatki powinny zakonserwować go jeszcze lepiej. No i trzymać się herbatki jednego gatunku… Poszukiwacze smaków powinni używać np. czajniczków ceramicznych.
Na początek czajniczek żeliwny wyparzyć. Można 1-2 razy zaparzyć bardzo mocną herbatkę w ramach sterylizacji czajniczka. Bezpośrednio po użyciu usunąć resztki i zawsze starannie osuszyć papierem. Resztki wilgoci usuniemy podgrzewając go nieco. Chwilkę, aby wilgoć odparowała. Jak? No, przecież nie na ogniu… Żeliwny czajnik – jak sama nazwa wskazuje – służy do parzenia herbaty a nie do zagotowania w nim wody. Może kaloryfer? Suszarka do włosów? Promienie słońca? 🙂
Tak czy owak kupujmy tylko to, co naprawdę jest nam potrzebne, z czym będziemy umieli się obchodzić, co nie nastręczy nam problemów, na temat czego mamy wiedzę lub możemy ją pozyskać, czym posługiwanie się będzie sprawiało nam radość. Zawsze do celu można dojść inną drogą. Naczynia żeliwne z czystego niepowlekanego żeliwa można zwykle zastąpić podobnymi, wykonanymi z innych materiałów, których użytkowanie jest znacznie prostsze a przygotowywane potrawy lub napoje właściwie takie same. Do tematu jeszcze wrócę.
* * *
Korzystając z uprzejmości Pana Kamila publikuję kilka świeżo nadesłanych zdjęć, na których widać czajnik żeliwny do parzenia herbaty po prawie rocznym i intensywnym – jak zapewnia Właściciel i autor zdjęć – użytkowaniu. Opinia użytkownika poniżej w komentarzach.
Zdjęcia nadesłano 23 stycznia 2019 roku. Jak widać czajnik żeliwny do parzenia herbaty był użytkowany prawidłowo. Wygląda zupełnie jak nowy. Panie Kamilu, gratuluję i dziękuję za zdjęcia!
Artykuł bardzo ciekawy, rzecz opisana trafnie i z dystansem, przeczytałem z dużym zainteresowaniem! Absolutnie nie mam nic przeciwko, aby skorzystał Pan z moich fotografii, cała przyjemność po mojej stronie.
Czajniczek sprawuje się świetnie, całą ceremonię parzenia herbaty wykonuję wg Pana wskazówek: ocieplenie czajnika, parzenie i natychmiastowe osuszanie [wlewam wrzątek, wylewam i po kilku chwilach czajniczek jest suchy]. Najlepiej parzą się herbaty o długich liściach, wolno “dochodzące”. Parzę w nim głównie oolongi [5 minutowy zalew] i długo parzone herbaty białe [5-8 min]. Żeliwo bardzo trzyma stałą temperaturę przez cały okres parzenia, co bardzo sobie chwalę. W środku czajniczek zyskał ciemnozielony nalot, ale rdzy nie zauważyłem żadnej [parzę codziennie]. Z zewnątrz różnicy nie ma i nadal wygląda jak nowy. Przesyłam kilka fotek, aby zobrazować, jak wygląda dzisiaj.
Pana strona wylądowała już dawno temu w moich ulubionych, naprawdę świetne porady! Korzystałem z Pana przepisu na impregnację naczyń żeliwnych [zrobiłem dwie patelnie i jeden garnek]. Kociołka jeszcze nie posiadam, ale niedługo chyba się to zmieni.
Z uszanowaniem i pozdrowieniami,
Kamil
Pani Kamilu, dziękuję za odpowiedź. Bardzo się cieszę. Z tej radości opublikowałem Pana list w komentarzach. 🙂 Kolejne nadesłane fotografie oddają urodę posiadanego czajniczka żeliwnego i potwierdzają, że prawidłowe obchodzenie się z naczyniem żeliwnym przedłuża jego żywotność. Zaktualizuję zatem artykuł i dodam kilka Pana fotografii nadesłanych dzisiaj. One są dowodem, że czajniczek po roku ma się zupełnie dobrze (poprzednie zdjęcia były z marca 2018 roku – sprawdziłem 🙂 ). Przy takim podejściu do naczynia oraz w związku z codziennym piciem herbaty, Pana czajniczek żeliwny “nie ma czasu” na korozję. 🙂 Wszystkiego dobrego!