Po otwarciu kociołka jeden smród, kwas i spalenizna

Witam. Kupiłem kociołek emaliowany taki sam jak pod wskazanym linkiem. W dniu wczorajszym postanowiłem spróbować, jak smakuje z niego jedzenie. Środek wysmarowałem owym smalcem i wyłożyłem liśćmi kapusty, do środka włożyłem zamarynowane kawałki karkówki, żeberek i łopatki, następnie ziemniaki, cebulę i pieczarki oprószone przyprawami i znowu mięso. Na sam koniec wszystko przykryłem liśćmi kapusty, zamknąłem i do ogniska. Po 70 minutach przyszedł czas na skosztowanie specjału. Tu zaskoczenie. Po otwarciu kociołka jeden smród, kwas i spalenizna. O co chodzi? Pomocy. Omel

Zapoznałem się z produktem, który mi wskazałeś w linku. Niestety, nie będę go upowszechniał. Jeśli przysłałbyś zdjęcie swojego kociołka emaliowanego – to co innego. Dla zobrazowania publikuję zdjęcia własnego kociołka, ale mój kociołek nie jest emaliowany. Być może coś jednak Tobie podpowiedzą. Obiecałem, że odpowiem znacznie szerzej niż jednym zdaniem.

kociołek

REKLAMA

Koniec języka za przewodnika

Dobrze, że chcesz się dowiedzieć, jak postępować z żeliwnym kociołkiem emaliowanym. Szkoda, że dopiero teraz. Na początek warto zadać kilka pytań. Gdybyś uprzednio przeczytał choć część opublikowanych na moim blogu tekstów… Tych dotyczących kociołków myśliwskich, naczyń żeliwnych (w tym tych emaliowanych) i kociołkowania (pichcenia potraw w takim właśnie naczyniu biwakowym) jest już całkiem sporo. Jakie masz doświadczenie jako kucharz? Pichciłeś już wcześniej? W domu? W ogrodzie? Na biwaku? Okej. Zakładam, że dopiero teraz postanowiłeś poszukać na ten temat informacji i trafiłeś do mnie. Witaj! 🙂

Jak mam Tobie pomóc? Jeśli sprzedawca opisuje produkt cyt. “kociołek z odlewanego stopu żeliwa pokryty specjalną powłoką, odporny na wysoką temperaturę“, to powiela informację, nie bardzo rozumiejąc jej treść. Nie rozumie jej sam, więc jak ma objaśnić kupującemu, o co tu chodzi… Czym jest – zdaniem sprzedawcy – owa “specjalna powłoka”? To jakaś tajna substancja? Kosmiczna technologia? Niedawno coś wylądowało na Księżycu. 🙂 A może to po prostu rodzaj ogniotrwałej i antykorozyjnej farby do metalu. Pomalowano nią kociołek wszędzie tam, gdzie nie będzie kontaktu z potrawą. Albo się okopci, albo wypali. Albo i wypali, i okopci. 🙂

kociołek

Kociołek odlewany ze stopu żeliwa“. Się zapytam: stopu żeliwa z czym? Żeliwo szare JEST już stopem. Z czym oni jeszcze stapiają to żeliwo? 😀 Kto to napisał? Dobrze, że wnętrze kociołka pokryte jest emalią. Spód pokrywy też jest emaliowany. Kociołek na zewnątrz z czasem i tak pokryje sadza. Wystarczy natłuścić te miejsca i może w garażu stać do kolejnego użycia nawet rok czy dwa lata. Powierzchnie pokryte emalią czyścimy miękką gąbką i płynem do naczyń, jak każde inne naczynie domowe. Ale… Z czego ta emalia jest zrobiona?

Odlewnia żeliwa

Ten kociołek żeliwny raczej nie jest wyprodukowany w kraju, którego nazwa widnieje na pokrywie. Chińszczyzna jakich na portalach aukcyjnych wiele. Jeśli nie Made in China to Made in Asia. Produkt polski? By się tym chwalono. 🙂 Niemiecko brzmiąca nazwa na pokrywie i spodzie kociołka o niczym nie świadczy. No, może jedynie o tym, że ktoś chce kogoś wprowadzić w błąd. Ew. nabywca ma sądzić, że ma do czynienia z produktem europejskim. Zmienię zdanie, jeśli sprzedawca udowodni, że kociołek wyprodukowano w Europie (zwłaszcza w jednym z krajów Unii Europejskiej). Niech poda adres odlewni. 😉

kociołek

Zastanawia mnie kolejna informacja: “Kociołki wykonane metodą ciśnieniowego odlewu płynnego żeliwa (a nie metodą mechanicznego wytłaczania kształtu). Gwarantuje to długotrwałe zachowanie formy, a dno nie ulega wybrzuszeniu.” A co to za bzdura? To odlew żeliwny może utracić formę? W sensie, że kondycję czy kształt? 😀 Że niby ta metoda “ciśnieniowa” zapewnia ową trwałość? Dno kociołka żeliwnego może się… wybrzuszyć? W którą stronę? 😀 A ta “metoda ciśnieniowego odlewu płynnego żeliwa” to… jakaż to? To jasne, że aby cokolwiek odlać musi to być w płynie. Stop. Źle to napisałem. Żeby powstał odlew… Rozumiem, że informacja, iż żeliwo wtłacza się do form “ciśnieniowo”, ma nam podpowiadać, że proces produkcji jest wysoce zautomatyzowany (bo na masową skalę). To nie jest produkt jakiejś tam małej odlewni żeliwa, lecz… Od kiedy to masówka = jakość? Kto to napisał? Trzymajcie mnie! 🙂

Smród, kwas i spalenizna…

Jak już napisałem w pierwszej odpowiedzi na Twój “apel o pomoc”, nie byłem przy tym, więc będę troszkę zgadywał. Co poszło nie tak? Hm. Chyba wszystko. Nie skorzystałeś z moich rad. Nie wiem, skąd zaczerpnąłeś informacje. Sprzedawca rozpowszechnia jakiś przepis, ale jakby nie dostrzega różnicy między kociołkiem powlekanym a tym bez powłoki emaliowej. Nie korzystałbym z rady, która brzmi “pieczemy prażone 1,5 godziny, im mniejszy ogień tym dłużej trzeba trzymać na ogniu“. W domyśle co? Im większy ogień tym trzeba krócej? Tak. Ale co? Szybciej potrawa będzie gotowa? Nie. Masz rezultat. Im większy ogień tym… spalenizna murowana! 😀

kociołek

Kociołek emaliowany. Po co smalec? Po co te liście kapusty? Skoro zaprawiałeś mięso wcześniej, powinieneś dodać także nieco oleju roślinnego. Napakowałeś produktów po brzegi, skręciłeś kociołek i… do ogniska… Wyobrażam sobie. 😀 A ognisko widoczne z ziemskiej orbity? Pomijając wątpliwą jakość naczynia, po prostu udowodniłeś, że nawet w emaliowanym naczyniu też przypalić potrawę da się. 😀

Potrawa z kociołka emaliowanego

Spróbuj zaprawić kilogram karkówki pokrojonej w porcje wielkości pudełka zapałek… Czyli zapraw mięso olejem roślinnym, octem winnym, trochę kropli sosu sojowego, z dodatkiem czosnku i najpospolitszej przyprawy do mięsa wieprzowego, wymieszaj i odstaw na 2-3 godziny do lodówki (lub do dnia następnego). Rozpal malusieńkie ognisko w ogrodzie na przenośnym stalowym palenisku (jak to robię ja). Możesz użyć węgla drzewnego do grilla (utrzyma żar pod kociołkiem, ew. sprawi nieco ognia). Włóż to mięso do Twojego emaliowanego kociołka żeliwnego (odpowiednio umytego ), dodaj kilka talarków świeżej cebuli, ew. kilka krążków marchwi i… to wszystko.

kociołek

Mięso nasączyłeś już olejem, octem i sosem sojowym. Smalcu już nie dodawaj! Dodałeś przyprawy wcześniej. Potrawę ostatecznie dosmaczasz już w trakcie. Przykryj kociołek pokrywą, ale zostaw sobie możliwość doglądania. Mięso, cebula i marchew w trakcie smażenia (raczej: procesu duszenia i gotowania) oddadzą całą zawartość wody i płynów z dodanych przypraw. Pieczarki też mają sporo wody w sobie. Emalia zabezpiecza przed przypaleniem, ale jak się uprzesz… Za dużo ognia, za mało płynów, za mało uwagi, za długo na ogniu… No i ten smalec… Przypalić potrawę? Jaki problem? 😀

kociołek

Kociołek rzymski

Najpierw sprawdź swoje umiejętności kulinarne przyrządzając potrawy proste, jedno- lub dwuskładnikowe, w małej ilości. Trening czyni mistrza. Umiejętności się zdobywa. Często najtrudniejsze jest to, co dla wielu pozornie wydaje się prościzną. I nie traktuj pewnych informacji dosłownie. Bo to, że kociołek służy do przygotowywania potraw na ognisku, oznacza tylko rodzaj paleniska. Tak naprawdę im mniej ognia tym lepiej. Ognisko rządzi się swoimi prawami. Musisz być przy nim. Musisz kontrolować sytuację.

Kociołek znany jest od czasów rzymskich. W taki sposób legionista pichcił strawę w oczekiwaniu na potyczkę lub po niej. Kociołek był z brązu, miał krótkie nóżki. Wystarczyło rozpalić pod nim mały płomień z patyczków. Pod tym żeliwnym też to wystarczy. Mój kociołek nie jest emaliowany. Emalia jest dla leniwych, którzy nie lubią przygotowywania kociołka, potem szorowania, konserwacji… Emaliowany też musisz zakonserwować. Sama emalia tego nie wymaga, ale powłoka zewnętrzna już tak.

kociołek żeliwny

Będąc legionistą do boju poszedłbyś głodny. Twoi towarzysze pewnie też. A zapewniałeś ich, że znasz się i wiesz, co robisz. 🙂

Polub i podziel się treścią z innymi.

8 thoughts on “Po otwarciu kociołka jeden smród, kwas i spalenizna

  • 2020-08-30 o 22:14
    Permalink

    Wszystko co było napisane byłoby pewnie i bardzo przydatne. Jednak osobiście bardzo przeszkadza mi sposób pisania. Podejście do osób, które chcą porady. Odnoszę wrażenie, że autor uważa wszystkich innych za idiotów, ośmiesza ich i krytykuje. Szkoda, widać od razu że przesłaniem autora nie jest chęć pomocy ludziom – a raczej chęć podniesienia swojej wartości ( przebija przez ten artykuł niedowartościowanie) – jak pisałem szkoda bo mogło być fajnie i miło, pożytecznie i profesjonalnie – wyszło żałośnie. Z całym szacunkiem do autora – proponuję zmienić narrację a będzie z pewnością odwiedzać to miejsce więcej osób.
    pozdrawiam

    Odpowiedz
    • 2020-08-30 o 23:34
      Permalink

      Dobry wieczór! 🙂 Tak, tak! Nie inaczej! Szanowny Panie Karolu! Wreszcie mnie Ktoś rozgryzł. Co za ulga… Jak Pan tego dokonał? Cóż za przenikliwość? 😉 Pan Karol poznał się na mnie, zdemaskował mnie wobec wszystkich Czytelników, odkrył niedostatki mojej chorej osobowości i wyjątkowo wredną naturę – jak to tu roztropnie wytentegował – człowieka niedowartościowanego… Tak, tak! Nie inaczej! 😀 A przez 3-4 lata, odkąd piszę tego bloga, byłem przekonany, że nikt nie dostrzeże, że moim przesłaniem nie jest chęć pomocy ludziom… lecz wszystko to, co był Pan uprzejmy wyżej napisać oraz wszystko to, co w trakcie pisania pomyślał, lecz z wrodzonej uprzejmości napisać nie zdołał…
      A tak poważnie… Karol? Karolek! Karolciu… Proszę Cię… Weź przestań… Wyłącz komputer. Oddal się. Poczuj dystans. Wróć z humorem…
      😉
      Pozdrawiam serdecznie, Piotr

      Odpowiedz
  • 2020-06-30 o 16:01
    Permalink

    Ok. Jakie ma Pan zdanie o wyrobach firmy Petromax?

    Odpowiedz
    • 2020-07-01 o 11:11
      Permalink

      Wszystko OK? 😉
      Dzień dobry. Nie wiem, o które wyroby Pan pyta? Ma Pan na myśli kurtki polarowe? A może – uśmiecham się – elektryczne lampki stołowe? Nie? To może plastikowe kanistry na naftę?
      Wiem, wiem… 🙂
      Jakie mogę mieć zdanie o produktach firmowanych tą czy inną nazwą z dodanym napisem “GERMANY”? Myśli Pan, że doczekamy się czasów, gdy Chińska Republika Ludowa na swoich wyrobach, produkowanych na zlecenie zagranicznych sieci sklepów lub/i biur handlowych, zacznie umieszczać wielkie napisy “CHINA”?
      Firma jest niemiecka i nawet szczyci się tym, że działa na rynku od 1910 roku. To chyba jest pewne. Tylko czy jest się czym szczycić… 😉 Tak czy owak produkty firmowane tą… hm… tradycyjną niemiecką marką (Tradition and passion for quality. Based in Germany. Since 1910.)… prawdopodobnie i tak teraz produkowane są w Chinach lub gdziekolwiek w Azji. Duża rozpiętość asortymentu, więc jest taka możliwość. Będę wielce zdziwiony, jeśli się mylę. 🙂
      Nie byłem, nie jestem i nie będę użytkownikiem żadnego produktu tej marki, więc na temat jakości wypowiedzieć się nie mogę. Nic z tej oferty nie jest mi potrzebne.
      Lubi Pan produkty rodem z Chin? Bo tanie? Bo egzotyczne? 🙂 Czy szuka Pan czegoś, co na sto procent wyprodukowano w Niemczech, bo tylko to daje mu poczucie solidności? W tych swoich produktach oferują jakieś zaskakujące rozwiązania? Jakie są Pana oczekiwania? A może zawsze, gdy jest to tylko możliwe, wybiera Pan produkty wytworzone w naszym kraju?
      Pozdrawiam serdecznie, Piotr

      Odpowiedz
  • 2019-09-17 o 22:38
    Permalink

    Dobry wieczór, troszkę Pan jest przemądrzały, proszę wybaczyć. Cytowana prośba o poradę nie prowokowała do takiej erupcji docinków i samozachwytu 🙂 Mimo to zapytam, czy może Pan rzeczowo polecić jakiś mały kociołek emaliowany? Dodam, że znam właściwości żeliwa (mam patelnie żelazne oraz żeliwne) i wiem, że żeliwo rozgrzewa się miejscowo (a nie równomiernie, jak głosi miejski mit), że jest potrawy z niego są niezdrowe, czasem wręcz toksyczne (wbrew kolejnemu mitowi), czego dowodzą podstawowe prawa chemii.
    Są jeszcze inne “romantyczne” mity, mniejsza z tym. 🙂
    W każdym razie od pewnego czasu ze względów zdrowotnych oraz czasowych preferuję emalię w kuchni zamiast wszelkich stali nierdzewnych oraz żeliw.
    Może Pan polecić dobry i nieduży kociołek emaliowany?
    Pozdrawiam 🙂

    Odpowiedz
    • 2019-09-18 o 13:04
      Permalink

      Szanowny Panie Miro. Hm. Hm. Hm. Czy na pewno ten list Czytelnika i moją nań odpowiedź przeczytał pan uważnie i bez pośpiechu? Czy napisane przeze mnie przed chwilą zdanie też Pan odczyta jako przejaw przemądrzałości, a kolejne jako następną niczym niesprowokowaną erupcję docinków oraz… samozachwytu (sic)? 😀 Maaatko jedyna!
      Na Pana list będą odpowiedzi DWIE: pierwsza będzie rzeczowa, druga zaś to – skoro już mnie Pan rozgryzł – typowa dla mnie erupcja docinek, przemądrzała, przepełniona nieokiełznanym samozachwytem. Z góry przepraszam. 😀

      Odpowiedź pierwsza: Nie, nie mogę Panu polecić.

      Odpowiedź druga: Otrzymałem list, w którym napisano dokładnie to, co opublikowałem. W treści listu/komentarza podano link do konkretnego produktu, oferowanego na jednym z portali ogłoszeniowych. Link ten wykasowałem. Moja odpowiedź w części, którą określił Pan jako erupcję docinków, dotyczyła tego właśnie produktu oraz sprzedawcy, który pod ofertą kociołka emaliowanego opublikował jego opis. Informuję o tym w pierwszej części odpowiedzi.
      “Zapoznałem się z produktem, który mi wskazałeś w linku. Niestety, nie będę go upowszechniał. Jeśli przysłałbyś zdjęcie swojego kociołka emaliowanego – to co innego. Dla zobrazowania publikuję zdjęcia własnego kociołka, ale mój kociołek nie jest emaliowany. Być może coś jednak Tobie podpowiedzą. Obiecałem, że odpowiem znacznie szerzej niż jednym zdaniem.”
      Zakładałem i zakładam nadal, że odnalezienie tego “tajemniczego” produktu nie stanowi problemu. 🙂 Można chwilkę potentegować i w prosty sposób ów kociołek emaliowany samemu odnaleźć z użyciem wyszukiwarki google. 🙂 Niektórzy sprzedawcy wypisują tam takie bzdury, że…

      Autor owego “apelu o pomoc” opisał swoje postępowanie dość jasno:
      “Środek wysmarowałem owym smalcem i wyłożyłem liśćmi kapusty, do środka włożyłem zamarynowane kawałki karkówki, żeberek i łopatki, następnie ziemniaki, cebulę i pieczarki oprószone przyprawami i znowu mięso. Na sam koniec wszystko przykryłem liśćmi kapusty, zamknąłem i do ogniska. Po 70 minutach przyszedł czas na skosztowanie specjału. Tu zaskoczenie. Po otwarciu kociołka jeden smród, kwas i spalenizna. O co chodzi? Pomocy. ”

      Jak to przeczytałem… Ręce i nogi opadły. 🙂 Autor “apelu” zapomniał tylko dopisać, że te 70 minut spędził z psem na spacerze. Stanie nad garem przy ognisku jest nudne. W ogóle pichcenie jest nudne… Wrzucić do gara, skręcić i na ognisko… Proste, nie? 🙂
      Przyznaję, że bywam uszczypliwy, ale tylko i wyłącznie w ramach terapii zastępczej, gdy nie wypada mi napisać dosłownie, co myślę o tym czy innym opisanym przypadku… Tak czy owak nikogo nie obrażam. Ostatni! Poczucie humoru mam jakie mam. Niekiedy po prostu chcę sprowokować do dalszej dyskusji. A właśnie! 😀

      Zna Pan dowcip o diable i trzech osobnikach różnej narodowości, wśród których był Polak? Mieli zaskoczyć diabła jakąś wymyślną sztuczką z wykorzystaniem dwóch wręczonych im kulek. Kulki były jednakowe. Każdy dostał dwie. Mieli czasu tyle samo. Zamknięci byli w odrębnych małych i pustych celach. Diabeł obiecał uwolnić tego, który zrobi z tymi kulkami coś takiego, co powali go na kolana… Ranek. Jeden z osadzonych w jakiś dziwny sposób połączył obie kulki tak, że nie można było ich rozdzielić. Drugi sprawił, że obie zawisły w powietrzu jakby nie było grawitacji. A Polak? Polaka diabeł zastał siedzącego w kącie celi. Na pytanie, czym ten chce go zaskoczyć i gdzie ma swoje kulki, usłyszał: – Sorry, diabeł, nie wiem, jak to się stało, naprawdę sorry, ale jedna kulka mi się zepsuła a druga gdzieś… kurdebele… przepadła. Dziwne, nie? – dodał.

      Jeśli kupujemy produkt, który jest opisany w sposób błędny (z uprzejmości nie użyje określenia „kretyński”) już przez samego sprzedawcę… Jeśli lektura tego opisu nie skłoni kupującego do refleksji… Jeśli kupujący nie zada sobie „trudu”, nie poszuka i nie przeczyta uważnie wszystkich wskazówek gdzieś, gdzie ktoś dokładnie i wytrwale wyjaśnia, opisuje, pokazuje na różne sposoby, jak postępować z tym produktem, aby nie było przykrych niespodzianek… Jeśli ta obrazkowo-tekstowa instrukcja obsługi kociołka żeliwnego zawarta w kilkunastu artykułach nie jest w żaden sposób pomocna… To co? To po otwarciu kociołka jeden smród, kwas i spalenizna. Dziwne, nie?

      Napisał Pan, że zna właściwości żeliwa, bo… ma patelnie żelazne oraz żeliwne i wie, że żeliwo rozgrzewa się miejscowo a nie – równomiernie. Myślałem, że zna Pan właściwości metali, bo jest materiałoznawcą… 😉
      Garnek rozgrzewa się najpierw tam, gdzie ma styczność ze źródłem ciepła i tam będzie miał temperaturę wyższą. Mówię o naczyniu poddanym działaniu ognia z paleniska. Tak więc garnek zawsze będzie przypalał potrawy, jeśli nie zadbamy o to, aby płomienie nie były duże i aby nie był poddany nagłej nawałnicy ognia. Można to przetestować usiłując np. podgrzać zwykłe mleko w zwykłym rondelku na zwykłej kuchence gazowej.
      Jeśli wewnątrz kociołka żeliwnego nie zastosujemy jakichś “izolatorów” (np. na spodzie kociołka plaster słoniny ze skórą lub kilka liści kapusty…), to nie ma co liczyć na brak spalenizny. Może się udać, jeśli jesteśmy cierpliwi i staranni.
      Ognisko… Bez szaleństw. Kociołek nie ma być smagany ogniem aż po pokrywę. Pisałem o tym wiele razy. Trzeba jednak na garnkiem stać. Może nie dosłownie, ale trzeba ten proces kontrolować. Ogień nie może być duży. Co jakiś czas pojawią się płomienie wokół kociołka, ale po to tam jesteśmy, aby drewno rozgarniać, Nie dorzucać za dużych szczap. Najlepiej palić małymi gałązkami lub/i wspomagać się węglem drzewnym. Stała temperatura dostarczana z żaru gwarantuje udane pichcenie. Czas pichcenia będzie ten sam. Nie ma naczyń, w których nie da się przypalić potrawy. To tylko kwestia temperatury i czasu. 🙂 Jeśli upchamy garnek żeliwny po brzegi tak, że ledwo możemy docisnąć pokrywę… Jeśli dokręcimy śrubę, to i tak jakaś nieszczelność pozostaje. Pozostawienie zakręconego kociołka na ogniu przez 70 minut bez dozoru jest gwarancją spalenizny, mimo tej kapusty na spodzie. Płyny odparowały i po ptokach…

      Czy może Pan rozwinąć wątek, jakież to względy zdrowotne (i te drugie) powodują, że korzysta z naczyń emaliowanych a unika ze stali nierdzewnej czy żeliwa? Nie może Pan? Nie ma sprawy. Pozdrawiam serdecznie! 🙂

      Odpowiedz
  • 2019-03-01 o 11:34
    Permalink

    Smród kwas i spalenizna… Ha, ha! Ciekawe, co się tam znalazło w tym kotle? Ja zrobiłem raz niby pieczonki w kociołku chyba ze dwa lata temu. Wypaliłem tylko z olejem, więc też nie wiem, czy dobrze. Po jakimś czasie bez szorowania zapakowałem kapusty, kiełbasy, ziemniaków, przyprawy, trochę boczku… Zrobiłem na małym ogniu i nawet smakowało, mimo że nieco czuć było zjełczały olej, bo od wypalania do gotowania minęło kilka tygodni… Teraz postanowiłem zrobić to, jak Mistrz poleca. Mam nadzieje, że nie napiszę za jakiś czas, że smród, kwas i spalenizna 😀 Pozdrawiam Piotrze

    Odpowiedz
    • 2019-03-01 o 13:14
      Permalink

      Witam serdecznie. Pośpiech, brak uwagi, powierzchowność… A błędy przytrafiają się wszystkim. Ale przecież tyle razy opisałem te czynności, tyle zdjęć, że czasami dziwię się, że… ktoś jest czymś zaskoczony. Zwłaszcza swoimi działaniami. 🙂 Nigdzie nie napisałem, że kociołek żeliwny wystarczy zaimpregnować raz i spokój. Nigdzie nie napisałem, że przed przygotowaniem potrawy kociołek żeliwny nie wymaga szorowania. Kociołek żeliwny to typowe naczynie biwakowe, więc estetyka przyrządzania potrawy w takim „kocmołuchu” nie musi odpowiadać wszystkim. Kociołek tylko raz użyty już nie wygląda ślicznie. Mówię o jego wyglądzie zewnętrznym. Natomiast w środku powinien być czysty! Czysty nie oznacza jednak, że w stanie lśniącym, połyskującym, pachnący świeżością. Takiego stanu nie osiągniesz. Czysty tzn. pozbawiony resztek przypaleń, resztek oleju, którym był ostatnio impregnowany (ostatnio, czyli po ostatnim użyciu). Czysty, ale nadal żeliwnym, w kolorze szarym, stalowym, raczej matowym, z odbarwieniami… W kolorze raczej mało zachwycającym i na pewno estetycznie nieprzypominający typowego wnętrza dowolnego garnka kuchennego ze stali. Nawet po godzinie intensywnego szorowania piaskiem i druciakiem, płukania wodą, ponownego szorowania, kolejnego płukania… wnętrze kociołka żeliwnego nie będzie czyste idealnie. Jeśli przetrzesz wnętrze (nawet tak intensywnie szorowane) ręczniczkiem papierowym to i tak ręcznik zmieni barwę. Choćby dlatego, że żeliwo brudzi. Poza tym jest porowate, więc zawsze papier coś zbierze… Nie ma co się tym przejmować. Taka już uroda biwakowania. Dobrze zaimpregnowany kociołek żeliwny, zawsze dobrze konserwowany po użyciu i zawsze dobrze wyszorowany przed użyciem jest gwarantem dobrego smaku przyrządzanych w nim potraw. Hm. Potem największe znaczenie ma tylko właściwy (!) dobór składników i przypraw. Sukces gwarantowany zawsze i to przy nieznacznym udziale umiejętności kucharza. 🙂 Wystarczy rozwaga i cierpliwość.
      Pozdrawiam również!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

3 × pięć =