Moje pierwsze kociołkowanie

W jednym z ostatnich komentarzy na Pana facebookowym profilu napisałem, że niedawno odebrałem swój upragniony kociołek. Po pierwszych zachwytach przyszedł czas na dokładne oględziny i doczytanie Pana wpisów na blogu, dotyczących tych wspaniałych naczyń. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy zorientowałem się, że dałem się nabrać i kociołek o germańsko brzmiącej nazwie okazał się sprzętem kitajskim. Długo go wybierałem. Chciałem kupić polski, lecz opis sprzedawcy i opinie użytkowników wzięły górę na patriotyzmem. Nie o to mi chodzi, lecz o prawidłowe czyszczenie kociołka.

Kociołek, który kupiłem, jest dobrze wykonany pod względem technicznym, tzn. jest spasowany prawidłowo, gwinty pracują i wszystko wygląda okej. Moje podejrzenia zaczęły się, kiedy zabrałem się za czyszczenie kociołka. Zabrałem się do tego zgodnie z Pana wytycznymi, czyli po męsku – tylko woda i piach. Po 2 godzinach minę miałem już nietęgą, mięśnie paliły żywym ogniem a kociołek nadal nie wyglądał tak, jak na Pana zdjęciach, tzn. mój był w środku czarny. Poczułem rozczarowanie. Zacząłem się obawiać, że pan Chiński wykonał go z kiepskiej jakości żeliwa i mój kociołek nigdy nie będzie szary w środku. Co gorsza, być może będzie wydzielał jakieś toksyny? Nie znam się na metalurgii, więc przychodziły mi do głowy różne myśli. Czasu na myślenie miałem sporo, bo nadal czyściłem, więc myślałem i czyściłem, czyściłem i myślałem…

czyszczenie kociołka

REKLAMA

Po tak długim czasie obcowania z moim nowym kociołkiem, zacząłem go lepiej poznawać. Zauważyłem, że problem z doczyszczeniem mam tylko od środka. Pokrywka i zewnętrzna strona kociołka czyści się do pięknego szarego koloru, ale po kilku minutach zachodzi rdzawym nalotem. Przyszedł czas na przemyślenia. Jeśli Pan Ch. oszczędzał, to raczej na pokrywce i nóżkach niż na samym kociołku.

Dlaczego więc pokrywka się czyści a kociołek nie? Zdjąłem rękawice i zacząłem mój garnek czule głaskać. Co się okazało? Od środka jest tłusty! Po 4 godzinach szorowania, dno naczynia udało się doczyścić do koloru szarego. Znów się zamyśliłem. Pan Ch. musiał to zaimpregnować czymś tłustym, a do tego to coś było wlane na dno i podgrzane! EUREKA. Wszystko ułożyło mi się w głowie. Poczułem się jak Columbo, który po całym długim odcinku, znajduje w końcu mordercę. Rozwiązałem zagadkę. Mogłem spokojnie pójść spać.

Obudziłem się skoro świt i poszedłem do ogrodu. Wziąłem ze sobą kociołek, bo noc spędził ze mną w domu nasmarowany olejem, jak moja żona balsamem. 🙂 Zaczęło się wypalanie. Litr oleju, najlepszy podkoszulek bawełniany na kiju od szczotki i… spojrzenia sąsiadów. Czułem się jak Panoramix. Wypalałem długo – około godziny, może dłużej. Kiedy kurz… tzn. dym opadł, zobaczyłem to czego się spodziewałem: piękny brązowy kolor wnętrza. Miałem już pewność, że pod tą spalenizną kryje się piękny szary kolor żeliwa. Tak było. Po ostudzeniu i kolejnym wyszorowaniu kociołka, ukazała się tak długo oczekiwana szarość, stalowość, grafitowość – wspaniale. 🙂

Czas na ziemniaki. Nie wiem jeszcze, dlaczego skrobia działa czyszcząco na kociołek, ale zaufałem Panu, że tak jest. Moja wiara musiała być głęboka, bo udało mi się przekonać teścia, aby nie jadł tych ziemniaków i obierek. Wyrzuciłem je na kompost. Kolejne mycie w stylu Rambo (zimna woda i piach) było już czystą formalnością. Po 6-7 godzinach pracy tego dnia kociołek był już gotowy do użycia.

czyszczenie kociołka

Przygotowałem wspaniały posiłek, którym najadło się ze smakiem 8 osób. Kociołek stał się tego dnia centralnym punktem, wokół którego zasiadła cała rodzina i w cudownej atmosferze biesiadowaliśmy do późna. Dzień zakończyłem… a jakże… myciem kociołka. Trochę się przypalił w jednym miejscu, ale wiedziałem już, że sobie z tym poradzę. W końcu w ciągu ostatniej doby spędziłem około 4-5 godzin na czyszczeniu kociołka. Było już późno, od 11 godzin byłem z kociołkiem przy ognisku a mimo to nadal nie chciało mi się iść spać. Usiadłem przy dogaszającym ogniu i z pietyzmem nasmarowałem mój kociołek olejem. Raz, potem drugi, trzeci i tak zakończyłem tę piękną przygodę z pierwszym kociołkowaniem.

Czy jestem zadowolony z zakupu? Tak i nie. Jestem zły na siebie, że dałem się tak podejść, ale z drugiej strony patrząc, mam wielką satysfakcję, że doprowadziłem kociołek do stanu, w jakim jest obecnie: czysty i pachnący olejem spożywczym a nie olejem przekładniowym. Wiem, że, jeśli będę jeszcze kiedyś kupował następne naczynie tego typu, kupię polskie, nawet jeśli nie będzie miało pozytywnych komentarzy na aukcji internetowej.

czyszczenie kociołka

Dziękuję Panu za wpisy, które były dla mnie wskazówką. Mam do Pana pytanie. Jak działa skrobia na kociołek? Dlaczego oczyszcza? Czy jeśli, za jakiś czas, będę chciał znów wypalić mój kociołek w oleju, to czy gotowanie ziemniaków z obierkami będzie konieczne? Serdecznie pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy. Z poważaniem, Krzysztof

Made in China nie jest fajna

Szanowny Panie Krzysztofie! Tak długiego listu z tak szczegółowym opisem nie spodziewałem się nawet w snach. Bardzo mi miło! Chylę czoła! Rzeczywiście do zadania podszedł Pan rzetelnie, podobnie jak to tego listu. Przeczytałem go kilka razy. W kilku fragmentach wzbudził na mojej twarzy uśmiech. Wyczuwam nieco podobne poczucie humoru i literackie zacięcie. To oczywiście dobrze. Cieszę się również i z tego, że jest Pan stałym czytelnikiem mojego bloga. Dziękuję również za przesłanie kilku zdjęć. One też potwierdzają, że kociołkowanie sprawia Panu przyjemność i że towarzyszy temu należyta staranność. Gratuluję.

W jednym z komentarzy prosił mnie Pan o pomoc w wyborze kociołka. Był Pan na etapie poszukiwań, ale decyzję podjął dość szybko, więc nie zdołałem nic podpowiedzieć na czas. Wspomniał Pan wówczas, że „nosi się z zamiarem”, więc nie spodziewałem się tak szybkiego działania. Obiecałem, że odpowiem i opublikuję tę część naszej korespondencji na moim blogu. Wykorzystam zdjęcia, które mi Pan podesłał. Nie wiem, czy również i w tej mojej odpowiedzi ktoś znajdzie jakieś wskazówki dla siebie, bo nie chcę się powtarzać… Informacje, o które mnie Pan prosi, są zawarte w poprzednich publikacjach. Czy da się coś jeszcze wycisnąć z tematu? Zobaczymy. 🙂

O produktach Made in China pisałem. Koronawirus uświadomił nam, że omal wszystko produkujemy w Chińskiej Republice Ludowej. Jest to robione na wielką skalę. Może dojść do tego, że już sam fakt, iż coś nie jest tam wyprodukowane, może decydować o rynkowym sukcesie. 🙂 Zostawmy jednak ten temat, bo po co się w tych ciężkich czasach irytować po próżnicy. Chiny produkują wszystko łącznie z wirusami. Okazuje się, że nawet maseczki “potrafią” wyprodukować kiepskiej jakości i do kompletu dorzucić fałszywe certyfikaty. W ponurym żarcie usłyszałem od mojego sąsiada, że niebawem okaże się, że nie tylko wirus jest chiński, ale również jedyna szczepionka będzie też Made in China. Straszne.

Rdza po wyszorowaniu kociołka

Kociołek już Pan kupił. Po przepracowaniu z nim (lub w nim) tylu godzin i wylaniu tylu kropel potu, nie sądzę, aby chciał go teraz wyrzucić. Poznał Pan naczynie, żeliwo, sposoby obchodzenia się z nim… Nigdzie nie wspominałem, aby szorować kociołek cały. Uwzględniając Pana doświadczenia i ich opis, mogę sądzić, że kociołek na zewnątrz był jedynie pomalowany jakąś farbą antykorozyjną. To dlatego tak szybko uporał się Pan z tą zewnętrzną czarną powłoką i dlatego oczyszczone żeliwo tak szybko zachodziło rdzą. Wspominałem, że żeliwo koroduje tylko powierzchniowo i że proces korozji następuje dość szybko. Dostatecznej ilości wilgoci dostarcza powietrze (poranne, wieczorne), trawa, nasze dłonie… Wcale nie trzeba żeliwa polewać wodą. 🙂

Natomiast wnętrze było zaimpregnowane fabrycznie i tu właśnie napotkał Pan opór materii. 🙂 Gratuluję wytrwałości! Dzięki niej wie Pan teraz, co ma i w czym przygotowuje posiłek bliskim i sobie. Praca wykonana. Pot wylany. Cel osiągnięty. Dokładnie o to chodziło. Kontakt bezpośredni okazał się cennym, bo głaskanie uzmysłowiło Panu, że impregnacja sprawia, że kociołek w środku jest tłustawy. 🙂 Dno kociołka zwykle jest zaimpregnowane najmocniej, bo tam zbiera się nadmiar oleju, więc zapieczona powłoka tam jest zwykle grubsza / solidniejsza. Wyszorowane. Wymyte. Osuszone. Przespane. 🙂 Ponownie zaimpregnowane olejem. Świetnie.

Kartoflanka? Ja krochmale…

Cieszę się, że ufność w moje słowa dała Panu tyle sił i mnogość argumentów, dzięki którym przekonał Teścia, aby porzucił chęć delektowania się ową kartoflanką. 😀 Myślę, że smakiem mógłby się mocno rozczarować. Zdrowia też szkoda. Wspominałem w kilku tekstach, że po tych licznych szorowaniach, płukaniach wodą, po całym procesie impregnacji olejem roślinnym w wysokiej temperaturze, we wnętrzu naczynia (tu kociołka żeliwnego) i tak pozostaną jakieś brudy. Czyszczenie kociołka nigdy nie będzie dokładne. Najprostszym sposobem “przetarcia szlaku” dla dalszych poczynań kulinarnych jest wygotowanie wnętrza. Do tego celu używamy oczywiście wody i najpospolitszego od czasów Krzysztofa Kolumba warzywa – ziemniaków.

Sugerowałem zagotowanie dużej ilości ziemniaczanych obierek, bo same ziemniaki są kulinarnie cenne. Dlaczego ziemniaki a nie – dajmy na to – marchewka lub… cokolwiek innego? Czyszczenie kociołka z użyciem skrobi pszennej lub kukurydzianej też zdałaby egzamin, ale np. o kukurydzianych obierkach nie słyszałem. 🙂 To ma być taka “zupa czyszcząca” na zmarnowanie. Ziemniaczane obierki w polskiej kuchni są dość powszechne i są kuchennym odpadem. Skrobia jest chemicznie obojętna i ma duże właściwość chłonące (higroskopijne). W zimnej wodzie nic się z nią nie dzieje, ale w gorącej ulega tzw. kleikowaniu. Ze skrobi robi się m.in. krochmal. Właściwości higroskopijne i klejące skrobi są wielce pomocne w zabiegach higienicznych stosowanych w celu oczyszczenia misy kociołka. To wszystko.

Jako ciekawostkę dodam, że krochmal był (nie wiem, czy nadal jest) wykorzystywany w odlewnictwie metali metodą piaskową. Dzięki zastosowaniu krochmalu jednorazowa forma odlewnicza wykonana z pisku zachowywała swój kształt do czasu wypełnienia jej płynnym metalem. Dopiero gorący metal utwardzał ją termicznie.

Hi jak higiena

Jeśli kiedykolwiek uzna Pan, że kociołek żeliwny wymaga działań poprawiających jego stan higieniczny (bo nie był wyszorowany na czas i śmierdzi, bo nie był zaimpregnowany prawidłowo, bo setne szorowanie wytarło zapieczony olej…. bo pojawiła się korozja…), trzeba wykonać wszystkie te działania, które pan wykonał i opisał. Czyszczenie kociołka żeliwnego wykonujemy raz jeszcze, do skutku, czyli do uzyskania szorstkiej powierzchni czystego żeliwa. Tę wyczyszczoną powierzchnię należy ponownie prawidłowo zaimpregnować olejem roślinnym, po czym ponownie wyszorować piaskiem, wypłukać wodą, zagotować obierki, znów wypłukać i ostatecznie osuszyć (wytrzeć ręcznikiem papierowym).

Jeśli nie zamierzamy pichcić, kociołek należy zakonserwować olejem (wypędzlować) i odstawić do pomieszczenia ze sprawną wentylacją. Te działania dotyczą wnętrza misy oraz wewnętrznej strony pokrywy, czyli tych powierzchni, które mają styczność z potrawą. Powierzchnie i elementy zewnętrzne doskonale konserwuje ogień i sadza z ogniska. Wystarczy, że co jakiś czas wysmarujemy je olejem roślinnym. Oczywiście robimy to innym pędzlem i olejem roślinnym czerpanym z innego naczynia. Czyszczenie kociołka wymagało wielu starań, więc teraz nie chcemy zabrudzić jego wnętrza sadzą, prawda? Nic więcej nie trzeba robić. Im bardziej zabrudzony (okopcony) z powodu częstego używania, tym dla niego lepiej. W białych rękawiczkach do kociołka nie podchodzimy. Ja mam skórzane czarne i takież same rude, takie do połowy przedramienia, czyli typowe dla hutników, kowali i spawaczy. 🙂

Pozdrawiam serdecznie, Piotr

brudne ręce

Jeszcze uwagi trzy:

Olej w gorącym kociołki

Z tym litrem oleju to lekka przesada. Mam nadzieję, że nie wlał Pan od razu takiej ilości oleju do kociołka. To się zapalić może i zwykle zapala. Taki samozapłon tej ilości oleju jest bardzo niebezpieczny. Olej wlewamy małymi porcjami i – to bardzo ważne! – za każdym razem najpierw przenosimy kociołek z ogniska na przygotowane twarde podłoże. Gdy kociołek stoi na ogniu nie wlewamy oleju! Ja swego czasu przygotowałem sobie płytkę chodnikową. To stabilna podstawa, dzięki której nóżki ciężkiego kociołka nie zapadną się w trawie, piachu, ziemi… Taką podstawę trzeba sobie przygotować i używać jej zawsze, ilekroć będziemy pichcić w kociołku. Na pewno trzeba się tak zabezpieczyć, gdy zabieramy się za wypalanie kociołka żeliwnego.

Szorowanie piaskiem

Często wspominam o szorowaniu piaskiem (suchym lub nieco wilgotnym), ale gdy kociołek jest już poprawnie zaimpregnowany olejem, owe szorowanie nie powinno przypominać tego szorowania, któremu się Pan oddał, gdy postanowił z wnętrza kociołka usunąć powłokę fabryczną. Lepszym określeniem byłoby parokrotne przetarcie wnętrza kociołka piaskiem. Piszę o tym, aby ktoś nie przesadził z tą intensywnością szorowania. Trzeba to zrobić z wyczuciem i oczywiście samodzielnie oceniając efekt swojej pracy. Trzeba pamiętać, że szorowanie kociołka po zużyciu potrawy trwa 5 minut a nie 5 godzin. 🙂 Wyróżniamy tu zatem jakby trzy rodzaje szorowań.

Szorowanie po zaimpregnowaniu olejem ma na celu usunięcie ew. zgorzelin, które zwykle pojawiają się, gdy olej roślinny intensywnie zapiekany jest na ściankach kociołka. Szorując usuniemy wszystko, co się zapiekło (spaliło) i tworzy zbędne a widoczne (bo czarne) płaty spalenizny. Żeby to usunąć wystarczy kilka solidnych przetarć piaskiem, przeplatanych płukaniem wodą. Sami oceniamy, czy wnętrze jest pozbawione tych płatów spalonego oleju, czy coś jeszcze gdzieś zostało. Zwykle dotyczy to dna, bo tam jest najwyższa temperatura i w takcie wypalania spływa najwięcej oleju. Te brudy piaskiem usuniemy na pewno.

Olejem to

Lepiej nie. 🙂 Ale już poważnie. Napisałem też, że często używany kociołek pędzlujemy olejem tylko co jakiś czas. Ja konserwuję kociołek cały po każdym użyciu, mimo że spodziewam się gości np. za dwa dni. Prawdopodobnie nic by się nie stało, jeśli bym zakonserwował tylko wnętrze misy i wewnętrzną powierzchnię pokrywy. Okopcone zewnętrzne powierzchnie kociołka tak szybko nie zardzewieją. Mam jednak olej, mam czas, mam taką wolę, więc robię to rzetelnie i za każdym razem. Sadza z olejem dla żeliwa jest doskonałą powłoką antykorozyjną. Dzięki tym zabiegom kociołek przetrwa wieki. Olejem to! 🙂 Gdyby coś było niejasne proszę śmiało pytać. Udanych biesiad!

 

Polub i podziel się treścią z innymi.

4 thoughts on “Moje pierwsze kociołkowanie

  • 2020-06-02 o 10:48
    Permalink

    Dziękuję za rzetelną odpowiedź. Wyczerpał Pan temat i mam teraz całkowitą jasność co do tego jak postępować z moim kociołkiem. Owszem, kociołek kupiłem w bardzo krótkim czasie od decyzji a do szorowania i wypalania zabrałem się z wielkim zapałem, ale to dlatego, że wszystko staram się tak robić, tzn. na 110%. Nie ustrzegłem się jednak kilku błędów, których po lekturze tego artykułu już nie popełnię. Na szczęście zapał nie uleciał, nadal pieczołowicie dbam o swoje naczynie i po każdym użyciu starannie je czyszczę i zabezpieczam. Póki co dzieci nie zorientowały się, że ubywa im piasku z piaskownicy. Pozdrawiam! Krzysztof B.

    Odpowiedz
    • 2020-06-02 o 11:09
      Permalink

      Panie Krzysztofie, powiadają, że lepiej na uniwersytetach niż na błędach, że lepiej na cudzych niż na własnych, że nie popełnia ich ten, kto nic nie robi, że…. Każdemu z nas trudno się ich ustrzec. Cieszę się, że mogłem pomóc. Ale, ponieważ nie powinniśmy bawić się cudzym kosztem, proszę uzupełniać zasoby piasku w piaskownicy! 😉

      Odpowiedz
  • 2020-05-27 o 13:40
    Permalink

    Chciałem podziękować za rady odnośnie kociołkowania, bardzo się przydały, czyszczenie piaskiem to jest to. Pozdrawiam, Jacek

    Odpowiedz
    • 2020-05-27 o 14:05
      Permalink

      Cieszę się, że mogłem pomóc. Tak szczegółowy i emocjonalny opis zmagań z kociołkiem w opublikowanym liście Pana Krzysztofa niejednego może zniechęcić. 🙂 Dobrze jest jednak, gdy doskonale wiemy, na co się piszemy. Ciężko jest lekko żyć. 😉 Udanej zabawy, wielu doznań smakowych i oczywiście zapraszam do dalszej lektury mojego bloga. Dużo zdrowia!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

dziewięć − pięć =