Nalewki od podszewki. Maliny? Nie tylko dla dziewczyny
Cykl o nalewkach się rozrasta, bowiem rozrasta się kolekcja moich nalewek. Tegoroczne nalewki będą poddane krytyce dopiero za rok. Sądząc po ilości nie tylko smaków, wielce prawdopodobnym jest, że będę mógł raczyć nimi naszych gości nawet za lat kilka. Trunkowa łapcywość z wiekiem słabnie, ale w niektórych przypadkach upływ czasu i dopływ lat niczego w tym względzie nie zmienia. Trzeba nad tym – mówiąc językiem dyplomacji – ubolewać. Jeden z moich sąsiadów twierdzi, że pije, co prawda, często, aczkolwiek – od razu stanowczo to podkreśla – bardzo niechętnie. Żarcik taki. Karciany. 😀 Domowe nalewki w takim otoczeniu i pod takim nadzorem dotrwać należytego wieku szans nie mają. W mojej tegorocznej kolekcji znalazła się oczywiście nalewka z malin.
Maliny dla dziewczyny
Nie znam nikogo, kto by ich nie lubił. Mam na myśli maliny! Nie tylko dzieci ten smak uwielbiają. Na malinowy deser skusi się każda dziewczyna. Maliny mają bardzo delikatne owoce. Ze względu na kształt i budowę najbliżej im do owoców jeżyny. Niedojrzałe owoce obu roślin naprawdę można pomylić. Z dojrzałymi owocami tego kłopotu już nie ma. W mojej ocenie malina z jeżyną przegrywa, ale to nie oznacza, że jest gorsza. Czarne owoce są zdrowsze. No i mają więcej tego… Jak mu tam… Sami wiecie. 😉 Nasze maliny też są jednak smaczne, choć nie aż tak dorodne, jak na przykład owoce jeżyny bezkolcowej. Ciemne winogrona? Borówki? Jagody? Owszem, owszem… Truskawki? Nasze? Oj, to tak. 😉
O czym to ja? Aha! 😀 Tegoroczna nalewka z malin jest moją pierwszą. Pierwszą nalewką z owoców malin. Mam nadzieję, że nie będzie nazbyt słodka. Maliny zasypane cukrem rozpadły się już po kilku godzinach. Kilka wstrząśnień słoikiem też im pomogło. Uznałem, że zalewanie owoców malin samym spirytusem nie da oczekiwanego rezultatu. Tak więc kupione owoce najpierw zasypałem cukrem. Sok z malin miałem już po godzinie. Niestety, nie są to wiśnie czy śliwki, więc wiele go z tak małej ilości malin nie było.
Nalewka z malin – rzeczy kolej
Nalewka z malin powstawała w dwóch turach. Pierwszą nalewkę przygotowałem już w sierpniu. Kupiłem wówczas jeden pojemniczek malin przy okazji zakupu innych owoców. Malin było nie więcej niż 250g. Owoce opłukałem pod bieżącą wodą. Dojrzałe owoce malin pod silnym strumieniem wody zwykle się rozpadają, więc trzeba to zrobić z wyczuciem. Oczywiście do mycia umieszczamy je w dużym sitku lub cedzaku. Wiem, że dla nalewki to bez znaczenia, ale całe ładniej wyglądają. Zwłaszcza na zdjęciu. 🙂
To pierwsze podejście do nalewki z malin było zatem nieco przypadkowe. Z czasem uznałem, że nalewka z malin będzie smaczniejsza i treściwsza, gdy użyję owoców więcej. Na początku września maliny na targowisku nadal były, więc kupiłem 4 pojemniczki, aby nalewka powstała z ich kilograma. Po raz kolejny powtórzę, że z ilością cukru nie stosuję się do znanych mi przepisów. Nie chcę przesadzić ze słodkością nalewki. Teraz malin był kilogram, więc cukru użyłem pół kilograma. Trochę… yhm-yhm… podjadłem, ale to niczego nie zmienia.
Nalewka z malin – co za dużo…
Widoczne na zdjęciu poniżej 3 butelki mają łączną pojemność 2,2 litra. Niestety, kolekcja domowych nalewek się rozrosła i chwilowo nie mam pustej butli o niezbędnej pojemności. Nie chcę kupować następnych, aby nie mieć pretekstu do robienia kolejnych smaków. Smaki smakami, ale spirytus… Ten płyn w takiej ilości sporo kosztuje. 🙂 Tymczasem zadowalam się posiadaną ilością butli. Gdy je wszystkie uzupełnię spirytusem, będzie to mój dotychczasowy rekord.
Tak więc na tym etapie nalewka z malin robi się w trzech butelkach, ale toi sytuacja z przymusu. W pierwszej wersji było jej co kot… No i ten cukier ozdobny… 🙂 Trudno. Świetnie. To tylko dowód, że z cukrem nie byłem przygotowany. Tamtego dnia cały zapas cukru zużyłem do innych owoców. Cukier ozdobny uratował sytuację, ale jego kryształki dość długo były widoczne. Tego wieczoru w roli głównej była nalewka z porzeczek i parę innych. Ponieważ chciałem uniknąć fermentacji, do butelki z malinami w cukrze wlałem resztkę spirytusu.
Nalewka z malin – i co dalej?
Cały czas piszę o nalewce z malin, ale tak naprawdę nalewka będzie dopiero produktem końcowym. W butelkach jest nalew, czyli spirytus z resztkami owoców. Dużo tam miąższu i małych pestek. Tak więc kolejnym etapem będzie ich usunięcie, czyli filtrowanie płynu. Potem nadejdzie czas na klarowanie. Z tych dwóch niezbędnych etapów filtrowanie jest najbardziej kłopotliwe. Ale bez paniki! To tylko przelanie zawartości butelek do innego naczynia przez filtr z gazy. Niestety, trzeba to zrobić parokrotnie. Zakładam, że gdy nadejdzie czas filtrowania, pusta butla 3-litrowa już się znajdzie. Tymczasem nalewka z malin idzie w odstawkę. Inne nalewy były robione wcześniej i nimi zajmę się w pierwszej kolejności.
Cykl nalewkowy nadal jest otwarty. Wrócę do niego w kolejnym tekście, w którym będzie tylko o filtrowaniu i klarowaniu domowych nalewek. Może coś o miodzie napiszę… Takim do picia. Słucham? Sąsiad? W karty gra. Sportowo. Malinowego nosa nie ma. Żartowniś z niego znakomity. Karciarze ponoć słyną z dowcipów. W karty nie gram, więc za swoje dowcipy z góry przepraszam. 😉