Te co warczą i… pływają
Wspominałem już, że mój pies rasy golden retriever pokazał kły, warczał i szczekał. Biorąc pod uwagę bardzo łagodną naturę tych psów powinno to dziwić. Mnie zdziwiło. Do tego dnia nawet nie wydał żadnego dźwięku. Nie liczę puszczonego głośnego i zapachowo nieznośnego bąka, gdy pakowałem go do samochodu pierwszego dnia, ani późniejszych sapań i westchnięć. Dowiedziałem się, że przejawiał cechy dominatora, ale tylko wobec innych psów i tylko w sprawach obrony michy oraz przedmiotów, które uznał za własne, bo sobie przydatne i przez to ulubione. O szczekaniu nie było mowy, albo… nie było mowy przy mnie. 🙂 Umie szczekać. I broni swego. Oczywiście nie, że swego opiekuna. Pies rasy golden retriever do tego się nie nadaje.
Moje to i basta!
Sprawdziło się to już po kilku dniach pobytu wśród nowych swoich. Na wsi zaprezentował tę cechę Django, uroczemu kompanowi zabaw, który – nawiasem mówiąc – też był poirytowany, gdy kumpel podkradał mu jego ulubioną piłeczkę. Nie była to jednak jakaś typowa agresja. Psy oznajmiały w sobie właściwy sposób, że bawimy się razem, ale jakby co to zabawki są moje. W tych psich utarczkach raczej nie ma co im przeszkadzać. Za chwilę i tak zabawa w berka okazywała się ciekawsza niż pilnowanie piłeczki lub obrona michy z niedojedzonym żarciem. Mojego psa rasy golden retriever staram się socjalizować z innymi psami, które nie są agresywne. W planach mamy częste wizyty na miejskich wybiegach dla psów. W pobliżu mamy aż dwa, więc niebawem zaczniemy tam się pojawiać z Fargo. Tymczasem nowych znajomych spotyka na długich spacerach poza miastem.
Na ścieżce w lesie w Samociążku spotkał zabawnego i skorego do zabawy border collie. Ucięliśmy sobie miłą pogawędkę z jego opiekunem a w tym czasie psiaki pokazały, że następnym razem zabawa może być już na całego. Ten następnym raz będzie już na psim wybiegu w mieście. Wróćmy jednak do Fargo i jego szczekania.
Podobny zestaw groźnych póz oraz warknięć połączonych z donośnym szczekaniem zademonstrował dzisiaj Burkowi. Kocur postanowił ochłodzić się w dołku wygrzebanym przez Fargo. Burek nie uwzględnił jednak faktu, że to baza, w której zgromadzone są liczne psie zabawki (dwa duże kawałki brzozowej kory, kilka brzozowych kijków do aportowania, sznur do gryzienia, piłeczka, rękawica ogrodnicza oraz moja… skarpetka). – Od mojej bazy wara! – zdawał się wykrzykiwać. Nie zrobiło to na Burku jakiegoś omdlewającego wrażenia. Nawet mnie zachowanie Fargo wydało się dość zabawne. W roli rozzłoszczonego samca nie wypada wiarygodnie. 😀 Ale podpowiedziano mi, że to dobrze, że wśród kotów i innych psów broni swego i pokazuje, że jest dużym samcem. Albo… duzim siamciem. 😀
Nikt nie lubi nagłych zmian
Szczekaniem Fargo oznajmia również niezadowolenie, że ktoś coś w jego otoczeniu bez jego wiedzy pozmieniał. Takie nagłe zmiany najwyraźniej mu się nie podobają. To moje najnowsze odkrycie. Wczorajsze ujadanie w kierunku uchylonych drzwi do sypialni było donośnym protestem, jakim to prawem ni stąd ni zowąd ktoś obok łóżka postawił suszarkę z praniem! – Chwila. Moment. Tak się nie robi. Tego tam nie było. Ja tego nie znam! – zdawał się pokrzykiwać. Ujadanie się kończyło wraz z przemieszczeniem suszarki do innego pokoju. Skąd ta pewność, że chodziło o suszarkę?
Ano stąd, że kolejnego dnia rano zdjąłem pranie wywieszone w ogrodzie i… pozostawiłem w koszu na łóżku. Sytuacja się powtórzyła. Fargo wpadł w kolejne niezadowolenie, które wygłosił szczekając ze wzrokiem skupionym na tym dziwnym przedmiocie. Uspokoił się dopiero, gdy opróżniony kosz zniknął i z łóżka, i z pokoju. Deska do prasowanie stoi tam od dnia, w którym pojawił się w naszym domu i on to zaakceptował (lub “sfotografował”). Wszystko inne? Precz. Być może z czasem będzie bardziej ufny…
Woda to jego żywioł. Trochę mnie to przeraża, bo nie mogę spokojnie podlać roślin w miejskim ogrodzie. W towarzystwie Fargo nici z podlewania. W mieście na ten czas zamykam go w “chlewiku”. Zabawa zabawą a rośliny co? W Samociążku miał pierwszy kontakt z “wielką” wodą. W wakacje popływa w jeziorze na pewno. Chodzą słuchy, że pies niebawem w prezencie basen dostanie. Niesłychane! No, dobra… Sam rozsiewam te plotki. Powiadają we wsi, że jestem wiarygodny. 😀
Zwierząt miodowe miesiące
Zwierzęta najwyraźniej mają dobrą pamięć do wnętrz i pewnego zapamiętanego a zaakceptowanego w nich porządku. Ruda też każdego poranka miauczeniem oznajmiała, że czas wreszcie łóżko posłać, aby ona mogła się na nim wygodnie położyć. Niekiedy w porannym pośpiechu łóżko pozostawało jakiś czas rozbebeszone i wówczas kocica nie przestawała “wykrzykiwać” i się “awanturować”, póki nie pojawiła się na nim gładkość… Wówczas wskakiwała na usłane łóżko, zajmowała się pielęgnacją futerka, aby za chwil kilka zasnąć zwinięta w kłębek, gdy my mknęliśmy do pracy. Człowieków w domu nie było, więc sypialnia należała do niej. Jakkolwiek nie było to zasadą. Koty miejsca do spania lubią zmieniać.
Można w to wierzyć lub nie, ale w weekendy Ruda zachowywała się inaczej. Nie było porannego awanturowania się, jak by wiedziała, że w te dni człowieki śpią dłużej. Zadowalała się parapetem sypialnianego okna, na którym śmiesznie chrapała lub spała gdziekolwiek. Kocica przez lata nabrała masę zabawnych nawyków, które my nazywaliśmy rytuałami. Jeden z nich w ostatnich miesiącach demonstrowała po kilka a nawet kilkanaście razy dziennie. Kocica “wyprowadzała” nas do… łazienki. Trzeba było z nią pójść i… posiedzieć. Bez powodu. Choćby minutę. 😀 Słucham? Jak to gdzie…
Wiadomym było, że Ruda ma swoje ostatnie miesiące. Postaraliśmy się, aby te miesiące były miodowe. Ulegaliśmy jej na każdym kroku, poza tym najlepszy pokarm dla kotów, dużo czułości, leki i żadnych wymagań. Mogła nawet wejść na stół, czego wcześniej nie było jej wolno, ale też czego wcześniej nigdy nie robiła. Fargo też ma swój miodowy miesiąc, ale zupełnie z innego powodu. Ma się zadomowić u swoich nowych opiekunów. Mija drugi tydzień, więc wymagania z dnia nadzień są liczniejsze. Ale bez natłoku. Na razie radzi sobie świetnie. My ze sprzątaniem po nim chyba też. 😀
Wczoraj Fargo wybrał się z nami na kolejny długi spacer. Tym razem pojechaliśmy nad wodę do Samociążka. Las, woda, nieco wędkujących oraz spacerowiczów z psami. Beztroskie 90 minut wędrówki, podczas której troszkę pieska… wyczesałem. Niestety, pies rasy golden retriever bardzo kłaczy. Wyczesywanie sierści przypomina strzyżenie owiec. Trochę tego jest… Najlepiej robić to poza domem a nawet poza ogrodem. Na ten raz wybrałem las. Wcześniej zrobiłem to w ogrodzie i… pożałowałem. Na wsi nie było tak źle. Ilość wyczesywanych kłaków może przerazić, ale tam mogę to robić z dala od domu. 🙂
Do lekarza
Jutro poranna wizyta w klinice weterynarii. Trzeba wreszcie pokazać łobuza lekarzowi. Książeczka zdrowia jest (po czesku 😀 ), wszystko do tej pory jak trzeba (szczepienia, odrobaczanie), ale musimy wszystko mieć pod swoją kontrolą. Poza tym na skórze w kilku miejscach pojawiły się jakieś grudki i trzeba sprawdzić co to takiego i co z tym począć. Pojawiły się lub były wcześniej a ja dopiero teraz je wymacałem. Nie wiem. Odpowiedź poznam u lekarza. Potrzebna jest także porada lekarza weterynarii odnośnie żywienia.
Mam nadzieję, że nie będę musiał go wnosić i w poczekalni wstydu się nie najem. Do tej pory wnosiłem… koty. 😀