Piła łańcuchowa – spalinowa, elektryczna czy akumulatorowa?
Pewnie, jak każdy chłopiec, w dzieciństwie chciałem zostać lekarzem, aktorem, strażakiem, albo kosmonautą. Hm. Nie pamiętam, ale mogło tak być. Mój kolega, gdy go babcia zapytała, kim chce być, kiedy dorośnie, bez wielkiego namysłu odpowiedział, że chce być… Gierkiem. Brzmi śmiesznie, ale to prawda. Dzieciństwem przypadło nam się cieszyć akurat w czasach PRL-u. Dzieciństwo jak to dzieciństwo było radosne. O czasach Gierka tego samego powiedzieć się jednak nie da. Tak czy owak kolega, którego ojciec był stolarzem, cieszy się życiem jeżdżąc Harleyem, syn zaś kierowcy (o mnie mowa) najchętniej relaksuje się stolarką, murarką lub czymkolwiek, co diametralnie odbiega od tzw. pracy zawodowej, a co najczęściej wymaga narzędzi, maszyn oraz wysiłku fizycznego. Te maszyny trzeba sobie kupić.
I się zaczyna. Dziesiątki przejrzanych ofert w internecie. Kolejna wizyta w markecie w dziale maszyn i narzędzi. Bogactwo ekspozycji powoduje, że spędzasz tam całe sobotnie popołudnie i wychodzisz… z kolejnym zestawem kluczy nasadowych, mimo że w domu już masz kilka podstawowych, z których w ostatnim roku użyłeś tylko “piętnastki”, bo… musiałeś naprawić koło od roweru. A przecież chciałeś kupić zupełnie co innego 🙂
Moja-twoja…
Taką popularną, teraz mówi się – branżową nazwę miała piła ręczna, którą drwale ongiś ścinali drzewa w lesie. Posługiwano się nią oczywiście nie tylko w lesie czy tartaku, ale również przy okazji prac gospodarskich czy budowy domów. Każdy szanujący się gospodarz miał taką piłę, albowiem bez niej nie mógłby wykonywać wielu prac związanych z cięciem grubego drewna. A wszystko robił sam. I dużo sam potrafił. Tę piłę obsługiwało dwóch – nazwijmy to – operatorów, z których każdy odpowiadał za wykonanie ruchu narzędziem w swoją stronę. Oczywiście ruchy wykonywano na przemian, czyli do się i od się, stad i określenie “moja-twoja”. Piła cięła w obie strony, zatem praca szła szybko. Jednak nawet tak proste narzędzie, oprócz siły w rękach, wymagało też umiejętnej współpracy.
Po cholerę się męczyć?
Pośród różnych posiadanych narzędzi takiej piły nie mam. Ostatnio z bliska widziałem ją w sklepie ze starociami. Jakkolwiek kiedyś zauważyłem, że mój wiejski sąsiad, gdy mu pilarka spalinowa odmówiła posłuszeństwa, nie biadoląc i nie namyślając się wiele, wyciągnął ze stodoły leciwą “moją-twoją” i, przywoławszy syna, dokończył cięcie zakupionego drewna. Co prawda syn coś psioczył, że tak ręcznie to bez sensu, po co się męczyć… Nie będę cytował dosłownie 🙂 Ojciec furknął w odpowiedzi, że robota musi być zrobiona, że dzień się kończy, że czasu szkoda… I basta! Stanęło na na tym, że skupili się na współpracy w milczeniu. Moja… Twoja… I poszło. Najpewniej przy jakiejś okazji odda pilarkę do naprawy – pomyślałem. Po upływie jakiegoś tygodnia przy okazji sąsiedzkich odwiedzin, widząc pocięte i połupane drewno, zapytałem o stan pilarki:
– I jak tam pilarka, sąsiedzie? Widzę, że pociętego drewna jeszcze więcej. Zapasy poczynione. Naprawili? – zapytałem.
– Eeee, tammm… Syn zawiózł do miasta, ale powiedzieli, że to jakaś chińszczyzna, że coś tam pękło, że części nie mają. – odpowiedział ze zdziwioną miną.
– Części nie mają? To się nie da jakoś dopasować od innej? Albo po prostu dorobić? A gwarancja? – ciągnąłem wątek szczerze zdziwiony.
– No, może i można dorobić, ale gdzie? Kto ma dorobić? – podrapał się za uchem.
– Hm. Czyli ta nowa sterta drewna to znów tak… ręcznie? – pokiwałem głową z podziwem.
– A ręcznie. A co? Syn coś tam kombinuje z kolegą, że może coś się uda naprawić… Hm. Coś tam marudzi, że do wiosny to może kupi nową… – pokręcił przy tym głową.
– Nowa to nowa. To jakieś wyjście – zauważyłem odkrywczo.
– A ta to niby stara? Toż miesiąc temu gwarancja się skończyła. Czy ja na forsie śpię? – doinformował mnie sąsiad.
– No, proszę. Dwa lata? I już nie mają części do naprawy? – podrapałem się po głowie i ja.
– Noooo, też się zdziwiłem. Dwa lata temu kupiłem. Toż to nowa piła. Sprzedawca mówił, że tak przy domu to nie do zajechania – rozłożył bezradnie ręce.
– No, bo powinieneś przy domu, zgodnie z zaleceniami, a nie przy… stodole. Fakt, że teraz, jak coś się zepsuje, tylko kłopot i męczarnia – wybrnąłem z dowcipu, dając znak, że na mnie już czas.
– Wiesz, Pioter, co? Te serwisy to skaranie! A po cholerę ja mam się z nimi męczyć? Najważniejsze, że robota zrobiona. – zakończył rozmowę mocnym uściskiem dłoni.
Ot, co dla kogo jest męczące. A staruszka? A “moja-twoja”, którą sąsiad ma po swoim ojcu, wróciła na swoje miejsce w stodole, gdzie nadal czuwa, bo nigdy nie wiadomo, kiedy znów uratuje… męczącą sytuację. Stara piła ręczna!
Piła łańcuchowa – elektryczna czy spalinowa?
Przed taką rozterką staje każdy przy okazji pierwszego zakupu kosiarki, pilarki lub jakichkolwiek innych maszyn do tzw. prac przydomowych, czyli – jak to określają producenci – do użytku nieprofesjonalnego. Znaczna część tych maszyn występuje w wariantach z silnikiem elektrycznym bądź spalinowym. Jesteśmy przy pilarkach, więc inne maszyny zostawię na potem. Ale czy o samych pilarkach warto tu tylko mówić? Aj! Moment. Jest jeszcze podgrupa maszyn elektrycznych, które będą w rozważaniu zakupowym – maszyny akumulatorowe. Zatem jeszcze raz 🙂
Piła łańcuchowa – spalinowa, elektryczna czy akumulatorowa?
I mamy pierwszy ból głowy. Na to pytanie odpowiedź postaram się znaleźć przy kolejnej sposobności. Nie ma jednej prostej odpowiedzi. Na początek należy samemu ustalić, czy – jak to mówi mój sąsiad – się śpi na forsie. Kluczowe znaczenie ma wielkość budżetu, którym dysponujemy lub skłonni jesteśmy zadysponować na ten cel. Mówi się – kto bogatemu zabroni… Mówi się, że biednych nie stać na tanie rzeczy… Różnie się mówi. Mówi się także, że ten trzeci dom, który pobudujemy jest zwykle tym właśnie, który spełnia nasze oczekiwania. Ale czy musimy zajechać drugą np. pilarkę, aby ta trzecia była wreszcie tą, która spełni nasze oczekiwania?
Możliwości, potrzeby, oczekiwania…
Równie ważne jest to, jak często będziemy korzystać z maszyny (pilarki, kosiarki, wertykulatora itp.). Nie mniej ważne jest, co zamierzmy tą maszyną robić? Istotne jest, w jakich warunkach będziemy nią pracować? Należy się zastanowić, czy będziemy (czy chcemy i czy będziemy umieć) ją serwisować sami? Jeśli nie, to czy w pobliżu jest autoryzowany serwis? Jaką pozycję producent ma na rynku? O gwarancji wspomnieć można tyle, że wszyscy producenci maszyn i urządzeń przy zakupie bez faktury zapewniają nabywcy 2 lata, zaś na fakturę już tylko rok. I to też jest ważna informacja dla kupującego, albowiem mówi mu o trwałości urządzenia przy znacznej jego eksploatacji. Kiedy eksploatacja jest znaczna a kiedy nieznaczna? Ba! Chodzi tu o roboczogodziny. Silnik np. elektryczny w pracy ciągłej pod obciążeniem na swoją ograniczoną żywotność. Warto poczytać kartę produktu, albowiem każdy producent zabezpiecza się i opisuje, do jakich celów maszyna jest zaprojektowana i w jakich warunkach pracy spełni swoje zadanie.
Skoro faktura to najpewniej użytkowanie będzie profesjonalne. Skoro wówczas tylko rok gwarancji… 🙂 A co z naprawami pogwarancyjnymi? Kto? Gdzie? Dostępność części zamiennych…
I co mamy kupić? Którą maszynę wybrać? Spalinową? Ale ten zapach paliwa w bagażniku… Mieszanki robić… Konserwacja… Hm. Elektryczną? Kable, przedłużacze… Koszmar. Akumulatorową? A jeśli akumulator padnie? A jeśli ładowarka się zepsuje? Jak to przechowywać, jeśli maszyną pracować będziemy sporadyczne? Męczarnia…
Ostateczna decyzja oczywiście i tak należy do kupującego. Sprzedawca nie zawsze jest dobrym doradcą. Opinie użytkowników zamieszczane na internetowej stronie produktu najczęściej nie posłużą jako podpowiedź w dokonaniu wyboru.
Tymczasem tyle 🙂
Jeśli piła łańcuchowa to spalinowa i tyle w temacie!
Ja mam elektryczną i mi wystarcza. Te parę gałązek wiosną popodcinać w ogrodzie to luzik. Drwalem nie jestem, ale zakładam, że z elektryczną do lasu nie ma po co się wybierać. I nie o brak prądu mi chodzi hahaha
Kiedyś moją pierwszą piłą była elektryczna, ale po roku się posypała. Potem kupiłem spalinówkę, ale wytaniłem i też się posypała po roku z okładem… Właśnie się zastanawiam na zakupem kolejnej, ale chyba poczekam na większy przypływ gotówki 😀