Wiejski kociołek, czyli jak rozpalić imprezę w ogrodzie

Swego czasu obiecałem powrót do pisania, jak tylko przeprowadzę się na wieś. W nowym domu mieszkamy już prawie trzy miesiące. Szmat czasu. Wieś liczy omal pięć i pół tysiąca mieszkańców. Przechadzając się z psem zastanawiam się jak to możliwe, skoro wokół widzę jedynie domy jednorodzinne? A jednak. Wróciwszy do pisania o swoich wiejsko-miejskich sprawach informuję ciekawskich, że wreszcie wyrwałem z dwuletniego letargu mój żeliwny kociołek. Parapetówka? Tego spotkania tak bym nie nazwał. Ale jak inaczej? Housewarming party? W sumie każdą imprezę trzeba jakoś rozpalić…

Parapetówka gdzie, w ogrodzie?

Biesiadować lubimy chyba wszyscy, prawda? Jeden z moich miejskich sąsiadów powtarzał, że każdy powód jest dobry, aby zgodzić jakąś fajną imprezkę. Twierdził,  że dla parapetówki przeprowadzałby się co tydzień. Kiedyś jego żona zapytała mnie, czy to prawda, że mają skrócić tydzień pracy do 4 dni. W jej oczach dostrzegłem przerażanie. No tak – pomyślałem – takiej zmiany wątroba jej męża może nie wytrzymać. Weekend dłuższy o jeden dzień? Lepiej zapobiegać niż leczyć. To może lepiej o jeden dzień skrócić weekend? 😉

Co innego bywać, co innego spraszać. Z tymi domowymi imprezkami jest bowiem tak,  że choć miło jest gości podejmować, to wizja intensywnych przygotowań, cała ta krzątanina przed, a także nie mniejsza po, aby wszystko wróciło na swoje miejsce, wielu z nas po prostu przeraża. Najprościej umówić się ze znajomymi gdzieś na mieście. Są jednak spotkania, których na obcym gruncie organizować nie ma sensu. Parapetówka w pubie lub restauracji? Może i do tego kiedyś dojdzie.

wiejski kociołek

REKLAMA

Parapetówka i menu z kociołka?

Tymczasem, ponieważ w naszym życiu była to dopiero trzecia przeprowadzka i ponieważ po raz pierwszy do własnego domu całorocznego, uznaliśmy, że parapetówka być musi. Ktoś rzucił, że teraz nie wyprawia się parapetówek tylko housewarming party. Że jak? Zwał jak zwał. Po przeprowadzce kociołek wylądował w blaszaku. Od ostatniej konserwacji olejem roślinnym minęły dwa lata. Niestety, trochę odszedł w zapomnienie. W trakcie budowy na biesiadowanie nie było czasu. Okazało się, że zakonserwowany był na tyle dobrze, że po dwóch latach nadal wyglądał dość świeżo. Kilka minut szorowania piaskiem, płukanie czystą wodą, ponowne szorowanie, płukanie… Przed użyciem po tak długim przestoju, w ramach higieny warto w nim ugotować obierki lub posiekane ziemniaki. Tak też zrobiłem.

Parapetówka czy housewarming party… Przez dwa lata byłem zajęty budową domu. Pomyślałem, że w tym czasie sporo mogło się zmienić. Od paru lat wszystko jest mega, więc, żeby nie było siary ani beki, wporzo… Żartowałem tylko, żeby mi drewna opałowego nie przywozili w prezencie, bo kominka nie mam i raczej miał nie będę. Przecież dowcipniś mógłby nam sprezentować metr przestrzenny drewna kominkowego. Ile to? Trzeba poczytać o tym https://www.wiejskomiejski.pl/drewno-opalowe-do-kominka/ oraz tu https://www.wiejskomiejski.pl/tanie-drewno-kominkowe/. Dobra lektura dla wszystkich, którzy uważają, że w niektórych sytuacjach ciężko zachować dobry nastrój.

wiejsko kociołek

Parapetówka – jak nie spalić z prezentem?

Dobry nastrój to podstawa każdej biesiady. Prywatki. Domówki. Biforki i afterki. Parapetówka to impreza organizowana zaraz po zakupie lub przeprowadzce do nowego mieszkania czy domu. Zaraz? Właśnie. Zaraz, zaraz… Z czym przyjść do kogoś do jego nowego domu? Co dać w prezencie? Przynoszenie alkoholu ma sens, jeśli pragniemy obdarować gospodarzy czymś wyjątkowym, czymś z górnej półki lub… gdy z góry zakładamy, że to co przynosimy pijemy sami, bowiem nic innego pić nie lubimy. Gorzej, gdy przynosimy wino “bo taniej”, a sami pijemy czym nas poczęstują… Jeśli lubimy alkohole mocne to taki prezent jest… słaby. Krótko mówiąc, siara. 🙂

parapetówka, czyli jak na wsi imprezę zgodzono

Najczęściej jednak w ramach prezentu dajemy i coś w płynie, i coś zdecydowanie bardziej trwałego. Dobrze jest, gdy wiemy co gospodarzom sprawi radość. Nie wiemy? To się dowiedzmy. Może to być jakiś wyjątkowy kwiat doniczkowy, boć w końcu kwiatki stawiamy na parapecie, a te w nowym domu są puste. Prezentem może być okazała roślina do ogrodu czy na taras, względnie balkon. Takie prezenty mnie sprawiają najwięcej radości. Przyznam się, że uprzedziłem wszystkich w rodzinie, że jako prezent rośliny ogrodowe mile widziane. Lubię kwiaty, które radzą sobie same, czyli znoszą nasze warunki klimatyczne i nie trzeba się nimi zbytnio zajmować. Bylin przyjmę każdą ilość.

Oprócz roślin były też prezenty typowo użytkowe: obrusy, urokliwe filiżanki, miseczki i talerzyki. Podczas przeprowadzki było trochę strat, więc takie prezenty też są mile widziane. Ważne jest, abyśmy nie kupowali w prezencie przedmiotów, które mogą okazać się dla obdarowanych w jakikolwiek sposób kłopotliwe. Nasz niewinny żarcik może być niesmaczny, niezręczny a przedmiot w złym guście lub po prostu tandetny. Nawet tani prezent może okazać się strzałem w dziesiątkę, jeśli wiemy, co kto lubi. Kogo ucieszy sześć korkociągów, pięć otwieraczy do puszek oraz cztery ozdoby na ścianę z napisem home sweet home? Szczególnie uważałbym z dekoracjami!

parapetówka na tarasie

Party albo żarty

Nasze housewarming party odbyło się w pierwszych dniach września. Halloween też za nami. W mieście nie da się tego tak odczuć. W ubiegłym roku do drzwi mieszkania nikt nie zadzwonił. Domofon w kamienicy też milczał. A na wsi? Po zmroku sygnał wideofonu rozbrzmiewał mniej więcej co 15 minut. Niby nic. Cukierki miałem. Tego dnia postanowiłem dokończyć układanie desek podłogowych na strychu. Dryń, dryń… Dryń, dryń… Schodzę po drabinie, zdejmuję czapkę i polar, przedzieram się przez zagracony garaż do psiej łazienki, z której wchodzi się do wiatrołapu… Przy drzwiach wejściowych zamocowany jest monitor wideofonu. – Cukierek albo psikus!  Dzieciaki. Cukierki…Wracam na poddasze do roboty. Za dziesiątym lub jedenastym razem… Hm.

poddasze nieużytkowe

No właśnie. Cukierków miałem dużo, ale cierpliwość wyczerpała mi się szybko. Zmęczony halloweenowym zamętem i tym ciągłym schodzeniem ze strychu, w końcu przerwałem pracę. Tak się nie da. Stop. Z torbą cukierków i zamiarem rozmówienia się z kolejną halloweenową delegacją rozsiadłem się na kanapie w salonie. Niezły stąd widok na furtkę, która jest doświetlana lampą na czujnik ruchu. Niestety, po 20tej nikt już nie zadzwonił. Chciałem im zaproponować, aby założyli jakąś halloweenową grupę na whatsuppie, wyłonili kilkuosobową reprezentację… Trudno. Świetnie. Może za rok… Śliwki w czekoladzie? Pychota. 😉

Wiejski kociołek biesiadny

Do prac na strychu powróciłem po tygodniu. To wielokrotne przemieszczanie się z wychłodzonego poddasza do ciepłego korytarza zaowocowało przeziębieniem. Może złapałem wirusa wcześniej od kogoś? Bez znaczenia. Housewarming party nie odchorowałem tak bardzo jak Halloween. 😀 W nowym domu kominka nie ma i prawdopodobnie nie będzie. Niewielki zapas suchego drewna jednak mam, bo część nagromadzonej i wysezonowanej dębiny, buczyny i brzozy zabrałem z miasta na wieś. Drewno przydać się może do rozpalania kociołków, których mam kilka wariantów i w których – jak wiecie – lubię pichcić nie tylko latem.

parapetówka, czyli jak na wsi imprezę zgodzono

Przenośne stalowe palenisko ogrodowe jest znakomitym rozwiązaniem. Żeliwny kociołek ma zapewnione stabilne podłoże na trawie czy piasku. Można na nim rozpalić dość bezpiecznie niewielkie ognisko. Żeliwny kociołek rozgrzeje się nawet wtedy, gdy do palenia użyjemy suchych gałązek zebranych w ogrodzie. Aby wytworzyć pod nim odpowiednią ilość ciepła, dodatkowo można posłużyć się węglem drzewnym. Większa szczapa drewna od czasu do czasu też nie zaszkodzi. Przygotowanie potrawy w kociołku żeliwnym zwykle nie trwa dłużej niż dwie godziny.

Parapetówek było kilka. Jednak tylko na tej pierwszej w roli głównej wystąpił wiejski kociołek, w którym powstały przepyszne żeberka wieprzowe w owocach podlewane piwem.

 

 

 

Polub i podziel się treścią z innymi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

szesnaście − jeden =