Dziennik z budowy. Woda i prąd na budowie
Jak w wojsku tak i na budowie najważniejsza ponoć jest zaprawa. Do stanu zero gotowa zaprawa będzie dostarczona z betoniarni, ale nie zmienia to faktu, że budowa domu bez wody obejść się nie może. Ekipa budowlana prędzej zapyta o wodę i prąd elektryczny niż o pozwolenie na budowę i zgłoszenie terminu jej rozpoczęcia. Woda i prąd na budowie być musi, więc tymi tematami zająłem się natychmiast po zakupie działki budowlanej. Wszyscy chcemy ustrzec się błędów. Szukając najlepszych rozwiązań, chętnie korzystamy z podpowiedzi tych, którzy te problemy mają już za sobą lub są w trakcie ich rozwiązywania. Być może moje zmagania będą dla kogoś cenną wskazówką? Budowa rozpoczęta. W miniony poniedziałek na placu pojawiła się ekipa z koparką i nieodzownym sprzętem, więc woda i prąd na budowie też już jest. Jak do tego doszło? Które rozwiązanie uznałem za najlepsze? Dzisiaj o tym.
Działka budowlana w malowniczej okolicy
Z koniecznością zaopatrzenia placu budowy w prąd elektryczny mierzę się od dnia, w którym podjąłem decyzję zakupu tej właśnie działki budowlanej. Nie był to mój pierwszy zakup. Kilka lat temu kupiłem działkę o zbliżonej powierzchni w innej podmiejskiej miejscowości, ale tamta lokalizacja jakoś nie wzbudzała naszego entuzjazmu, mimo że również położona jest blisko lasów, bardzo blisko wody i terenów rekreacyjnych. Wynieść się z miasta na stałe postanowiliśmy już dawno. Rozstanie z wiejską posiadłością, o której tu tak często pisałem, po tylu latach korzystania z jej dobrodziejstw nie przychodzi łatwo. Stało się. Poszło. Nie narzekam. 🙂 Zaczynamy nowy etap w życiu, aby od miejskości uciec ostatecznie. O tej porze roku okolica nie wygląda zachęcająco. Domy w sąsiedztwie rosną jednak jak grzyby po deszczu.
Kolejny zakup. Ponowne przymiarki. Nowe rozterki. Ogrom pracy w ogrodzie… Dom sprzedany, więc teraz na pewno to zadziałało mobilizująco. Jedziemy! Pierwszym napotkanym problemem była kolizja z linią napowietrzną, zaopatrującą w prąd elektryczny sąsiednią posesję. Podkreślę, że działkę kupiłem świadomy tej sytuacji. O sposobach uporania się z takim problemem napiszę szerzej przy innej okazji, bowiem temat jest dość rozległy i wymaga podania szeregu informacji, zaprezentowania zdjęć, szkiców, potencjalnych rozwiązań… Problem nie jest wcale taki rzadki, więc pewnie opis krok po kroku, jak ja sobie z tym poradziłem, może się okazać ciekawą lekturą dla kogoś, kto upatrzył sobie działkę, ale martwią go wiszące nad parcelą przewody elektryczne. Woda i prąd na budowie to dwa tematy, które rozpoczynają każdą rozmowę dotyczącą sprawnego przeprowadzenia inwestycji budowlanej na zakupionej lub upatrzonej działce.
Kolizja z linią napowietrzną
O kolizji jednak wspomnieć muszę. Przygotowując się do budowy szukamy rozwiązań najprostszych i najmniej kosztownych. Przed poniesieniem określonych wydatków uciec się jednak nie da. Rozwiązania najprostsze nie muszą być najtańsze, ale też skomplikowane operacje nie muszą generować wielkich kosztów. Niekiedy okazuje się, że napotkane problemy z czasem rozwiązują się wręcz same. Pomysły na ich rozwiązanie przychodzą wraz z lepszym poznaniem terenu, po sprecyzowaniu planów dotyczących samej budowy, projektu, w tym jakże ważnego usytuowania domu na działce. Każdy węzeł można rozsupłać niekoniecznie go przecinając, tyle że przy niektórych trzeba się nielicho namęczyć.
Co z tą kolizją? W moim przypadku wystarczyło odstąpienie od pierwotnej koncepcji, w której wjazd na działkę przebiegał pod linią przyłącza. W tej koncepcji dom posadowiony byłby w nieprzepisowej odległości od linii napowietrznej. Brzmi to teraz niezbyt jasno, ale mapka pewnie powie więcej, gdy do tematu wrócę w odrębnym wpisie. Przepisy regulują minimalną odległość domu od energetycznych linii napowietrznych. Przyłącze starego typu jest bardzo niebezpieczne. Zanim doznałem – uśmiecham się – olśnienia, zdołałem uzyskać warunki usunięcia tej kolizji. Zadziałałem szybko, ale dzięki temu sporo się dowiedziałem. Spokojnie. Na tym etapie koszty były zerowe. Zdobytą wiedzę lokuję po stronie zysków. 🙂
Kilka tygodni po zakupie działki byłem przekonany, że, aby dom mógł stanąć tam, gdzie ja chcę, muszę tę kolizję usunąć bezwzględnie i szybko. Koszt likwidacji kolizji ponosi ten, dla kogo istniejąca sytuacja nią jest. Nie muszę chyba przekonywać, jak bardzo się ucieszyłem, gdy uzmysłowiłem sobie, że inny wariant lokalizacji domu na tej działce nie tylko zamyka problem kolizji, ale także jest rozwiązaniem lepszym po wieloma innymi względami. Świadomość zaoszczędzenia kilkunastu tysięcy złotych też owo lepsze samopoczucie potęgowała. Przyłącze napowietrzne się ostało, ale kolizji już nie ma. Uf. Wycinka drzew, garaż blaszany, studnia – wydatków i tak było już sporo.
Woda i prąd w drodze
Jest to sytuacja oczekiwana przez zdecydowaną większość poszukujących idealnej parceli pod planowaną budowę wymarzonego domu. Zarówno prąd jak i woda w drodze współcześnie aż takim rarytasem nie jest, aby miało to wpływ na cenę działki, ale wielu potencjalnym kupcom fakt ten poprawia samopoczucie i zachęca do sfinalizowania transakcji. W moim przypadku nie miało to żadnego wpływu na podjęcie decyzji kupna. Działka wielokątna, z trzema bokami od strony ulicy, mocno zarośnięta, zachwaszczona, z dwiema dziwnymi konstrukcjami ze starych bloczków betonowych na fundamencie do rozbiórki… że o wiszących nad terenem przewodach już nie wspomnę. Same wady? Nie. A co takiego wszystkie te wady może niweczyć? Cena. 🙂
Biorąc pod uwagę fakt, że do pobliskiego kanału żeglugowego jest 70 metrów, a nad działką dumnie wiszą cztery druty przyłącza niskoprądowego starego typu, wody i prądu na starcie miałem aż nadto. Oczywiście piszę o tym z uśmiechem. Mój sąsiad podpowiedział mi, że on na moim miejscu prąd by wziąłby z sąsiedniej posesji, zaś wodę – z pobliskiego kanału. Woda i prąd na budowie sąsiada byłaby pewnie za darmo. Hm. Choć takie prądu czerpanie zgodne z prawem nie jest, ja nie słyszałem, aby ktoś miał z tym lub z tego powodu jakiś problem. Sąsiad Ameryki nie odkrył. Uprzedzę, że oba pomysły rozważałem, ale, będąc człowiekiem zaradnym, szybko uznałem, że najlepszym rozwiązaniem jest zapewnienie sobie niezależności od samego początku. Po co komu stwarzać kłopot?
Woda i prąd na budowie
Bliskość kanału wraz z istniejącymi tu wodnymi atrakcjami atrakcyjność nieatrakcyjnej parceli zdecydowanie poprawia, ale o pozostałych jej zaletach napiszę innym razem. Nadmiar wody w pobliżu sprawia, że poziom wód gruntowych jest dość wysoki. I dobre to, i złe. Zdecydowałem się na wywiercenie studni i zainstalowanie pompy głębinowej zaraz po wizycie geodety. Kilkanaście dni wcześniej kupiłem dwa plastikowe zbiornik na wodę o pojemności 1000 litrów każdy. Zbiorniki są towarem chodliwym, więc nie rozpaczam. Kupiłem zbiorniki czyste, oba na metalowych paletach, więc kupiec znajdzie się szybko. Prywatne ujęcie wody usytuowane jest w głębi garażu, przy ścianie oddzielającej go od łazienki, w bliskiej odległości pomieszczenia gospodarczego zwanego kotłownią.
Własna studnia zapewnia stały dostęp do taniej wody, niezbędnej do celów co najmniej gospodarczych. W moim przypadku studnia, czerpiąca wodę z głębokości 12,5 metra, nie zapewni wody pitnej. Niestety, w tej miejscowości woda ma dużą zawartość żelaza, więc nawet do domowego użycia trzeba będzie ją uzdatnić. Do podlewania roślin nadaje się doskonale. Tak więc już na etapie budowy domu własna studnia z pompą głębinową jest najlepszym rozwiązaniem. Studnie do 35 metrów można wiercić bez pozwolenia. Takie rozwiązanie zastosowałem. Ze sprzedażą zbiorników na wodę poczekam do wiosny. Od przybytku głowa nie boli.
Studnia z pompą głębinową
Dlaczego pompa głębinowa? Zaraz wyjaśnię. Można zastosować pompę hydroforową lub pompę ręczną. Ta druga nie wymaga zapewnienia prądu elektrycznego, ale nie w tym rzecz. Prądu nie ma, ale większość ekip budowlanych na etapie lania fundamentów i wznoszenia murów korzysta z agregatów prądotwórczych. Rachunek ekonomiczny nie zachęca do organizowania tzw. prądu budowlanego już teraz. O tym też napiszę innym razem. Pompa głębinowa jest ukryta w studni, na zewnątrz pozostaje kilka nieskomplikowanych elementów, którym warunki pogodowe nie są straszne. Aby na budowie w kranie popłynęła ze studni woda, wystarczy podłączyć pompę do agregatu prądotwórczego. Oczywiście trzeba go uruchomić. I już. Nawet w przypadku spadku temperatury nic nie powinno się wydarzyć, bowiem po odłączeniu prądu i odkręceniu kranu, woda spłynie z instalacji i opadnie w rurze do poziomu znacznie poniżej gruntu.
Pompa hydroforowa nie może być zamontowana na placu budowy „pod chmurką” z wiadomych powodów. Poza tym hydrofor nie podniesie wody z głębokości większej niż 6-8 metrów. Z pompą ręczną jest podobnie. Odwiert zakończono na głębokości 12,5 metra. Najlepszym rozwiązaniem jest zatem pompa zanurzeniowa. Jest ulokowana głęboko, więc nie słyszymy jej pracy. To rozwiązanie ma tylko jedną wadę – taką pompę ławo ukraść, bowiem jest podwieszona tylko za pomocą stalowej linki. Jest to widoczne. Wyciągnięcie pompy z rury i rozbrojenie instalacji nie wymaga wysiłku. Rzucającą się w oczy niebieską rurę tymczasem trzeba jakoś ukryć.
W garażu, w ciszy, bezpiecznie…
Woda i prąd na budowie pojawić się może tego samego dnia. Może to nastąpić w dniu poprzedzającym wejście ekipy budowlanej. Wiercenie studni firmie w jednoosobowym składzie zajęło 4 godziny. Dzień był mroźny, więc latem prawdopodobnie byłoby to nieco szybciej. Całkowity koszt inwestycji przy tej głębokości zamknął się w kwocie 3500 zł. Woda z własnej studni i tak była w planie. Na tym etapie mogłem wybrać miejsce odwiertu tak, aby ew. pompa hydroforowa mogła być zamontowana wewnątrz budynku.
Tymczasem stawiam na pompę zanurzeniową. Na czas budowy wystarczy sama pompa ze sterownikiem BRIO i zwykłym kranem bez zaworu zwrotnego. W przyszłości trzeba będzie doposażyć instalację w zbiornik na wodę o odpowiedniej pojemności. Żywotność pompy w sporej mierze zależy od ilości załączeń. Im większy zbiornik… Wiadomo. Nie wiem, jaką żywotnością w tych warunkach popisze się pompa głębinowa tej klasy, ale po kilku telefonicznych konsultacjach mój wybór padł na tę firmę i ten model. Ufam polskim producentom.