Zwierzyniec mój. Na punkcie zwierząt mam kota

Pośród wielu ras psów, które mniej lub bardziej znam, żadnej nie udało się zawładnąć moim sercem i umysłem tak szybko. Nie twierdzę, że sprawdziłem to na wszystkich rasach. Byłoby to nie do wykonania. Wśród znajomych, w rodzinie, w wiejskim i miejskim sąsiedztwie psów naprawdę mam sporo. Skłonność mam raczej do psów ras dużych. Nie mam skłonności do popularnych ras obronnych, stróżujących czy myśliwskich. Psy ras potencjalnie uznawanych za niebezpieczne wręcz mnie odpychają. Nie chcę nikogo psem straszyć. Nie chcę, aby ktokolwiek bał się mojego psa. Nie potrzebuję psa, który zaspokoi jakieś moje męskie… te czy tamte. 🙂 Nie chcę, aby mój pies zagrażał innym zwierzętom. Chciałem mieć psa, który będzie się czuł dobrze ze wszystkimi i z którym wszyscy będą czuli się dobrze. Ale dlaczego pies dopiero teraz?

Ryszard Pierwszy

REKLAMA

Kocury, kocice, kocięta…

Przygoda z kotem trwała 15 lat. Nie była zaplanowana. Zawsze żartuję, że kupiliśmy mieszkanie w zabytkowej kamienicy z ogrodem i… kotem. Dokładniej rzecz ujmując kot już był a ogródek powstał. Ruda nie była jedynym kotem. Zanim ogarnęliśmy się na tym pierwszym własnym, już pierwszej wiosny kocica urodziła 7 kociąt. Tak? No, weź… Chwila. Obiecałem tylko, że będę dokarmiał. Zbliżała się zima, robiłem remont… No, co? Nie jestem bezduszny. Dałem słowo, ale moja słowność przeraża czasami mnie samego. 😀 Skracając opowieść wyznam, że zanim nabraliśmy wiedzy co i jak, Ruda zrobiła to 5 razy. 😀 Najwidoczniej stworzone przeze mnie warunki w mieszkaniu z wyjściem do ogrodu bardzo jej się spodobały. No i pięknie… W ciągu 3 lat rozdałem… 25 kociąt. Stop. Kocicę wreszcie upilnowałem i została wysterylizowana. Uf. 🙂

Ruda i Rysiek

Kot-łownia

Ruda nie była kotem samotnym. Z pierwszego miotu zostawiłem sobie rudo-białego kota, któremu nadaliśmy imię Ryszard Pierwszy – znany łowca much. W skrócie? Kocurek. 😀 Rysiek też był kotem niesamowitym. Odchowany od urodzenia był mądry i zabawny. Wykastrowany stracił jednak nieco na odwadze i na… rozwadze. Pewnego dnia, pod naszą nieobecność, coś go wystraszyło, wlazł pod samochód i… Cóż? Sąsiad nie spostrzegł kota chowającego się za kołem i… najechał bidakowi na pyszczek. Nie pomogła natychmiastowa wizyta w klinice… Rysio nie przeżył. Kocur miał niespełna dwa lata. Niedługo po nim pojawił się bardzo podobnie umaszczony Ryszard Drugi. Drugi Rysiek był wnukiem Rudej. Również był fajnym kocurkiem, z którym przez nieco ponad rok bardzo się zżyliśmy. Oczywiście Rysiek Drugi nim dojrzał został wykastrowany. Niestety, któregoś wiosennego dnia ktoś nam Ryśka ukradł. To pewne.

Felicjan. Felek, Feliks

Trzecim kocurem był Felicjan. Pojawił się wczesną wiosną. Nie wyglądał na zbyt zadbanego, gdy pojawił się pierwszy raz pod drzwiami. Taki uroczy brudasek o bardzo wesołej i przyjaznej naturze. Prawdopodobnie ktoś go wygonił z domu, gdy kotek dojrzał i trzeba było ponieść koszt związany z wykastrowaniem. Dorośli często przynoszą małe kotki do domu, aby zrobić dziecku przyjemność, bo to taki fajny prezencik… Potem okazuje się, że w tej relacji dojrzał tylko kot. Zwierzę to nie zabawka!

Felicjan

Koty chodzą własnymi drogami

Przez nasz ogródek prowadzi koci szlak. To dwie dziury w drewnianym płocie umyślnie wykonane przeze mnie, aby Ruda mogła swobodnie poruszać się tam, gdzie chce, czyli na inne podwórka i do innych ogródków. Teren doskonale znała. Po jej śladach wędrowały wszystkie koty z okolicy. Większość nie wykazywała zainteresowania naszą obecnością, ale jeden młody kotek nie miał zamiaru nigdzie się oddalać. Zaglądał ciekawie przez szybę w drzwiach, a gdy je otworzyłem nie uciekł, lecz zaczął intensywnie pokazywać mi, jak bardzo chce się ze mną zakumplować. Zrobił do nader skutecznie. Ruda, co ciekawe, wcale nie zamierzała go przeganiać.

Ruda

Imię przylgnęło do niego od nazwy pierwszej karmy, którą nabyłem w pobliskim sklepie spożywczym, aby nie przyzwyczajać kota do jedzonka Rudej (czyli… do dobrego 😀 ). Felicjan uzyskał status kota dochodzącego z tzw. pobytem tolerowanym. Nie był kastratem, ale przez cztery lata nigdy w domu nie zrobił nic, co mogłoby nas do niego zniechęcić. Od wiosny do jesieni pomieszkiwał w ogrodzie. Zimą miał prawo do legowiska w domu. Dało się zauważyć, że Felicjana obecność sprawiała Rudej przyjemność. Niestety, Felek pewnego wiosennego wieczoru przyszedł jakiś obolały, połasił się, pokręcił, poleżał w kącie, nic nie zjadł i następnego dnia ślad mi po nim zaginął. Był z Rudą 4 ładne lata.

Wspominam go jako bardzo radosnego i ciekawskiego kocura, który zawsze siadał obok mnie ilekroć siadałem w ogrodzie lub cokolwiek tam robiłem. Latem o poranku wiedziałem, że będzie na swoim ulubionym miejscu. Felix był ogrodowym kotem… korytkowym. 🙂 Obce koty Ruda gonił, na przyjaźń szans nie było. Z Felkiem tworzyła fajną parkę ogrodowych leniuszków. Czas płynął…

Ruda kocica to rzadkość

Kolejnego lata Pani, u której wykonywałem pewne prace w związku z dociepleniem i wykończeniem deską boazeryjną tarasu, wróciwszy z gospodarstwa agroturystycznego swojej znajomej, pokazała mi malutkiego rudego kotka. Uznała, że na pewno mnie się ten pomysł spodoba. Jaki? Pomysł, abym tego małego kotka ja zabrał do domu. Skoro mam już rudą kocicę… A słyszała, że tak lubię zwierzęta… Sympatyczna Pani nie chciała słyszeć, że ja już mam dość kotów. One mi co jakiś czas znikają… Wystarcza mi Ruda. To mądra kocica i o nią jestem spokojny. Ruda wraca do domu za każdym przywołaniem. Nie znika na dłużej niż na godzinkę lub dwie. Wszyscy sąsiedzi ją znają. Zachowuje czystość. Reaguje na komendy słowne i na gesty. Znakomicie się rozumiemy. Nieeee… Znowu kolejny kot?

Rude kocice nie występują zbyt często. Małe rude stworzenie jest po prostu… Wieczorem wróciłem do domu z małym rudym kotkiem zawiniętym w kocyk. Trzymajta mnie… albo – jak mawiają u mnie na wsi – trzymta mnie! 😀 Co się stało z moją asertywnością?

Kotek okazał się być kociczką. Przez pierwsze dni karmiona była z buteleczki. Ktoś ją za szybko odebrał matce. Ciekawe kto? 🙂 Kotki jednak szybko przechodzą na normalną karmę, więc po kilku dniach nie było już żadnych kłopotów w tym względzie. Kociczka jednak nie bardzo mogła zaakceptować faktu, że w domu już jedna królewna jest. Ponoć to typowe, że dwie samice na tym samym terenie do porozumienia nie dojdą. Było to widać od samego początku. O ile Ruda była wyrozumiała, o tyle Tośka… Takie małe a zadziorne…

Gdzie samice dwie…

Kocicę wysterylizowaliśmy. Obie zabieraliśmy na wieś i tam tworzyły zgrany duecik. Idylla przerywana “babskimi” utarczkami trwała niespełna rok. Tośka był piękną rudą kocicą, o dość długim i puszystym ogonie. Dość dużą kocicą, że można było myśleć, że jest kotem jakiejś rasy… Dobrze odżywiona, w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, wesoła psotnica, ufna wobec ludzi…. Wysterylizowana. Przez omal rok nauczyłem ją wielu reakcji i oczekiwanych zachowań. Ona z kolei nauczyła mnie, że po 22-giej muszę wyjść z nią na spacer. Nigdy też nie wyrzucałem już śmieci sam. 🙂 Tośka zawsze ustawiała się przy drzwiach i dumnie towarzyszyła mi w tym rytualnym zajęciu. Niestety, znów ktoś nam kota ukradł. I to też jest pewne.

ogrodzenie z drewna

Powiedziałem sobie, że już naprawdę dość. Do zwierząt przywiązujemy się szybko. Te więzi są silne. Gdy giną pod kołami lub z powodu chorób, przeżywamy ich odejście bardzo, bo to przecież nasi milusińscy. Nie ma znaczenia czy zwierzę dostaliśmy za darmo, czy kupiliśmy je za kilkaset, kilka czy kilkanaście tysięcy złotych. Jeśli między zwierzęciem a człowiekiem pojawia się jakaś interakcja, jeśli zwierzę okazuje ów związek emocjonalny, to strata jest odczuwalna tym mocniej. Królik, szczurek, kotek, piesek… Ale także koń, koza czy świnka wietnamska. Prawdopodobnie strata rybki z akwarium nie budzi takich emocji, jak śmierć ukochanego kota czy psa, ale to nie znaczy, że komuś z tego powodu nie może być i nie będzie smutno. Strata to strata.

Życie wokół nas

Dość? No tak. Ale co zrobić, jeśli ma się jakiś magnes przyciągający zwierzęta. Na wsi co rusz znajduje ptaki. Kosić trawy spokojnie nie mogę, bo lękam się o żaby. Kreta wynoszę kilometr dalej, bo jak to takie coś zabić… Jak nie dokarmiać wiejskiej kocicy, która sprowadza młode pod dom, ufnie patrząc mi w oczy? Skaranie… Jakby wiedziała, że jestem miękki i następnego dnia w pobliskim wiejskim sklepie na pewno wykupię wszystkie puszki z kocią karmą… Mało tego! Poproszę sąsiadkę, aby pod nieobecność dokarmiała to zapchlone stadko radosnego stworzenia… I to przez dwa tygodnie, czyli do kolejnej naszej wizyty w naszym letnim domu na wsi.

Żeby nie być posądzonym o nadmierną miękkość zaznaczę, że muchę ubiję. Z osami i szerszeniami też rozprawię się bez rozterek acz nie bez lęku. 🙂 Dziki odstraszam, bo niszczą mój wiejski trawnik. Trutkę na szczury rozkładam, gdy widzę, że wraz z upałami coraz częściej panoszą się w mojej miejskiej okolicy. Na wsi mysz ani norników nie ganiam. Niech sobie tam… Choć najlepiej jak najdalej. 😀

Wodnik

Ryb ostatnio nie łowię, ale sprzęt mam, bo kilkanaście lat temu odkryłem, że to znakomity sposób na odstresowanie. Przez kilka lat byłem wielkim miłośnikiem wędkowania. Rybka wędrowała na patelnię lub do zalewy…. Pyszności! Nie łowię, bo odkąd dom na wsi, to jakoś latem czasu na to brak. Prawdopodobnie niebawem znów kije w wodzie zamoczę. 🙂 Odkryłem całkiem fajne łowisko w pobliskiej miejscowości.

Te co skaczą i fruwają…

Ptaki? Dokarmiam. Sierpówka może liczyć na dokarmianie całoroczne, odkąd co roku wysiaduje jaja na świerku w moim miejskim ogrodzie. Być może to już kolejne pokolenie? Na wsi wiosną sprawdzam wszystkie zakamarki na werandzie, aby nie spłoszyć wysiadujących jaja ptaków. Wiją gniazda w dość zaskakujących miejscach. Ale co się dziwić. Nas nie ma. Cisza, spokój…

Kot czy pies?

Aktualnie i kot, i pies. Z tą różnicą, że kot jest tylko dochodzący. Prawdopodobnie ma kilka domów. Czasami z kotami tak jest, że tolerowane i dokarmiane pojawiają się w kilku domach, w każdym sprawiając wrażenie, że są nasze. 😀 Pokorne ciele… Burek się ostał, więc nie mogę powiedzieć, że kota już nie mam. Kocur nie jest wykastrowany i z mojego powodu wykastrowany nie będzie. Będzie miał kocie życie takie, jakie mu matka natura przewidziała. Jeśli znów postanowi pomieszkać w moim domu (zimą już tak było) to oczywiście dachu zwierzęciu użyczę. Natomiast nie zamierzam go ani kastrować, ani szczepić, ani tym bardziej traktować jak swoją własność. Lubię go i to wystarczy. Ruda go lubiła, więc tym bardziej może przychodzić kiedy chce. U mnie krzywdy nie zazna.

Rozpisałem się. Miało być głównie o psie. 🙂 Nic to. Ciąg dalszy w kolejnej części zwierzyńcowej. O Burku już wspominałem, ale pewnie i tak pojawi się przy okazji wielu opowieści o goldenie. Pies to zupełnie inna bajka. Ruda nie tolerowała psiaków, więc nigdy bym jej tego nie zrobił. Golden retrievery tolerują wszelkie stworzenie. Burek już ma kumpla, choć jeszcze się stroszy i burczy. Hm. Jak to burek. 🙂

kot Burek

Farguś

A teraz kończę. Fargo domaga się wyjścia na spacer. Hm. Prawdę mówiąc to ja domagam się, aby on zechciał, bo jest ze mną dopiero kilka dni i jakoś tak nie pali się do wyjścia poza ogródek. 😀 Uczymy się siebie nawzajem.

golden z kocurem

Golden retriever – wesoły bałaganiarz z charakterkiem.

 

Polub i podziel się treścią z innymi.

One thought on “Zwierzyniec mój. Na punkcie zwierząt mam kota

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

siedemnaście + dziesięć =